
Reklama.
Dzieci alkoholików cierpią przez całe życie
Warszawska prokuratura postawiła właśnie zarzuty parze, którzy kompletnie pijani opiekowali się trzyletnim chłopcem. Dziecko było brudne i zaniedbane.
Warszawska prokuratura postawiła właśnie zarzuty parze, którzy kompletnie pijani opiekowali się trzyletnim chłopcem. Dziecko było brudne i zaniedbane.
Tego typu informacje w polskich mediach to chleb powszedni. Nie ma chyba tygodnia, w którym nie pojawiły by się informacje o dziecku, które ucierpiało na skutek złej opieki ze strony rodziców. Z reguły wszystkim tym sytuacjom towarzyszy alkohol.
Przykłady? Proszę bardzo. Same najnowsze. W ostatni weekend para w Będzinie spożywała alkohol w barze mając ze sobą wózek z 13 – miesięczną córką.Policję wezwali świadkowie zdarzenia. Mężczyzna miał w organizmie 1.5 promila alkoholu. Matka niemal 2.
Do dramatu doszło natomiast pod koniec września w Chocianowie na Dolnym Śląsku. Będący pod wpływem alkoholu rodzice zadusili śpiące z nimi w jednym łóżku dziecko. Kiedy rano policja sprawdziła ich trzeźwość alkomatem, w wydychanym powietrzu mięli niemal promil.
Ze statystyk znajdujących się na stronie internetowej Komendy Głównej Policji wynika, że w 2013 r. wszczęto aż 4882 postępowania dotyczące narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. W ilu przypadkach były to dzieci – policja tego nie różnicuje.
Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że wychowywanie się w rodzinie, w której alkohol jest na porządku dziennym to jedna z najgorszych rzeczy, które może doświadczyć dziecko. Takie osoby cierpią na zaburzenia emocjonalne, mają zaburzone poczucie bezpieczeństwa i skłonności do agresji. I same sięgają po alkohol.
Gdzie jest granica?
Nie zamierzam oczywiście usprawiedliwiać rodziców, którzy nadużywają alkoholu, bo to jest złe i kropka. Ale zastanawiam się jednak, gdzie w tym wszystkim przebiega granica między tym, że picie krzywdzi a związanym z każdą kulturą okazyjnym spożywaniem alkoholu. Czy na weselu w Kanie Galilejskiej, na którym jak wszyscy wiemy, bawiono się tak, że aż zabrakło wina, były też dzieci?
Nie zamierzam oczywiście usprawiedliwiać rodziców, którzy nadużywają alkoholu, bo to jest złe i kropka. Ale zastanawiam się jednak, gdzie w tym wszystkim przebiega granica między tym, że picie krzywdzi a związanym z każdą kulturą okazyjnym spożywaniem alkoholu. Czy na weselu w Kanie Galilejskiej, na którym jak wszyscy wiemy, bawiono się tak, że aż zabrakło wina, były też dzieci?
Przepisy ruchu drogowego pozwalają na prowadzenie samochodu mając do 0.2 promila alkoholu we krwi. W innych państwach europejskich norma ta przeważnie jest wyższa – do 0.5 promila. Nie namawiając nikogo do tego, by prowadził samochód po alkoholu, trzeba jednak może wziąć pod uwagę, że człowiek nie staje się pijany po minimalnej ilości alkoholu.
Jednak w przypadku opieki nad dzieckiem nikt takiej granicy nie wyznaczył. W większości sytuacji, które miały tragiczny finał, rodzice jednak byli bardzo pijani – mieli we krwi co najmniej 2 promile alkoholu. Ale przecież czasami dochodzi do wypadku, gdy rodzice są po „jednym piwie.” Czy zawsze patologię mierzy się alkomatem? I z drugiej strony, czy jeśli na imprezie rodzinnej dziecko poparzy się herbatą, to czy na pewno jest to wina rodziców, którzy wcześniej wznieśli toast?
Jakiś czas temu głośna była sprawa utonięcia dziecka w studni w Gryficach. Zbadana po wypadku matka miała pół promila alkoholu. Czy gdyby była trzeźwa, do wypadku by nie doszło? A może lepiej by było, gdyby zanim sięgnęła po alkohol najpierw zabezpieczyła studnię. Gdy jest odkryta, zawsze może dojść do wypadku, nawet wtedy, gdy rodzice są zagorzałymi abstynentami. I może właśnie to było ich największym przewinieniem.
Do podobnej sytuacji doszło też na Pomorzu w Gdańsku – dziecko wypadło z kolejki, gdy ta wjeżdżała na stacje. Matka także miała pół promila. Tu też trudno ocenić, czy do wypadku doszło dlatego, że matka wcześniej coś wypiła i miała osłabiony refleks, czy po prostu na chwilę odwróciła głowę, bo coś się wydarzyło.
Ja raczej nie piję. Zdarza mi się jednak wypić kieliszek czy dwa wina albo jakieś piwo. Czasami zdarza się, że widzi to moje dziecko, bo mamy w domu gości albo jesteśmy na wakacjach i idziemy na obiad z piwem.
Być może są tacy, którzy patrzą na nas jak na patologicznych rodziców, bo nasze dziecko bywa w miejscu, gdzie, o zgrozo, pija się alkohol. Mnie jednak się wydaje, że dziecka nie można trzymać pod kloszem. I nic mu się nie stanie, gdy raz na jakiś czas zobaczy rodziców z kieliszkiem. Czy jestem tego pewna? Nie i często zadaję sobie pytanie, czy na pewno jestem dobrą matką.
Być może nawet nauczy się, że tak właśnie należy pic – od czasu do czasu, w małych ilościach i nieco słabsze alkohole. Bo nie wierzę, że mój syn nigdy nie pójdzie z kolegami na piwo. Mam jednak nadzieję, że będzie wtedy wiedział, że imprezę kończy się znacznie wcześniej niż wtedy, gdy już nie zostało nic innego jak tylko zasnąć pod stołem.