To było całkiem miłe wesele. No, może byłoby milsze, gdyby wystarczyło jedzenia dla wszystkich gości. Wtedy ci bardziej zdesperowani, z pokaźną ilością alkoholu w żołądkach, nie musieliby dzwonić po posiłki (nomen omen). W efekcie nie zostaliby wyproszeni z imprezy, a główny podżegacz nie zastanawiałby się, kto w tej sytuacji jest du*kiem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jak jest w Polsce, wszyscy wiemy: pary młode wydają na wesele grube tysiące, wychodząc z założenia, że a) to ma być najlepsza impreza w ich życiu i b) gość w dom (chociaż przy obecnych trendach to raczej w stodołę) to Bóg w dom, głodnego i spragnionego go nie wypuścimy. Pół biedy, gdyby trafiło na znajomego z pracy, ale ktoś z rodziny? Obgadałby nas tak, że rodzice suszyliby nam głowy, dopóki nie wzięliby pierwszy raz w ramiona nowo narodzonego wnuka. Przesadzam, rzecz jasna, ale myślę, że mamy podobny obraz "tradycyjnego" polskiego wesela.
Na amerykańskim nigdy nie byłam, znam je co najwyżej z popkultury. I z Reddita. A po tym, co przeczytałam w jednym z najpopularniejszych wpisów sekcji "Czy jestem du*kiem?" (ang. Am I the Asshole?) z ostatnich dni, nie wiem, czy chciałabym na takim weselu gościć.
Na początku był alkohol
Zarysuję wam historię, żebyście mogli sami odpowiedzieć na pytanie, czy autor wpisu jest du*kiem (na dole znajdziecie sondę!). Zatem: pewien anonimowy użytkownik Reddita, nazwijmy go John, bo to takie amerykańskie imię, wybrał się z żoną na wesele swojego przyjaciela. Wesele na ok. 70 osób, z których większość stanowiła rodzina.
John i jego żona zostali usadzeni z innymi osobami z grona znajomych. Na każdym stole znajdowało się kilka butelek wina, dodatkowo na miejscu był otwarty bar. John i zgromadzeni goście nie zamierzali czekać na posiłek i przystąpili do konsumpcji trunków. W końcu pojawiło się jedzenie – w formie szwedzkiego stołu. I tu zaczyna robić się niezręcznie.
By uniknąć chaosu, goście byli wzywani do bufetu zgodnie z wcześniej ustaloną kolejnością – najpierw para młoda, najbliższa rodzina, później dalsza rodzina, przyjaciele i znajomi na końcu. Zanim jednak John i pozostali goście zostali poproszeni do szwedzkiego stołu, nie mieli już po co do niego podchodzić.
Pizza na dowóz
Jak pisze John, rodzina od strony panny młodej to ludzie z apetytem, co wywnioskował po ich posturach. Część z nich brała dokładki, jeszcze zanim wszyscy goście mogli się poczęstować. Gdy ktoś zażartował, że zjadłby pizzę, zły, godny i wyraźnie podchmielony John uznał, że to znakomity pomysł i zamówił z lokalnej pizzerii kilka pizz i skrzydełka. Okazało się, że to strzał w dziesiątkę, a wieść o pizzy szybko się rozniosła wśród innych gości. Pan młody i jego żona nie byli zadowoleni, że pizza zamówiona przez Johna robi większą furorę niż ich bufet.
W pewnym momencie do stolika Johna podszedł jeden z członków rodziny panny młodej i zapytał o pizzę. Zostały już tylko dwa kawałki. Wtedy John zapytał współbiesiadników, czy któryś ma ochotę na dwa ostatnie kawałki. Gdy odmówili, a chęć wyraził krewny panny młodej, John ostentacyjnie nałożył pizzę na swój talerz i zaczął jeść. Wyraził też oburzenie postawą krewnego, że to przez niego i resztę rodziny w ogóle musiał tę pizzę zamówić. John przyznał na Reddicie, że w tej części historii rzeczywiście wylazł z niego du*ek.
Płacę, więc jem
Ta konfrontacja doprowadziła do tego, że John i jego żona zostali wyproszeni z wesela. Po jakimś czasie zadzwonił do niego pan młody z przeprosinami. Wyjaśnili sobie całą sytuację. Okazało się, że za napoje i jedzenie płacili rodzice panny młodej. Chociaż wiedzieli, ilu pojawi się gości, możliwe, że nie doszacowali ilości jedzenia. Prawdopodobnie wyszli również z założenia, że skoro oni płacą, to im i ich rodzinie się należy, a pozostali goście mogą obejść się smakiem.
Co więcej, niedługo po tym, jak John i jego żona zostali wyproszeni z przyjęcia, część gości również postanowiła wrócić do domów. Ta głodna część.
Tu możecie przeczytać całą historię ze wszystkimi niuansami i tysiącami (!) komentarzy, a teraz czas na najważniejsze pytanie...