Niektórzy boją się ich jak ognia, inni próbują się z nimi zapoznać, a jeszcze kolejni żyją z nimi za pan brat. Emocje towarzyszą nam na każdym etapie życia. Nie należy się ich bać, ale warto nad nimi umieć zapanować. Dzieciom przychodzi to z trudnością, bo tak naprawdę są dla nich czymś, z czym dopiero się zapoznają. Jak pomóc im opanować tę trudną sztukę? Czasami pomocne okazuje się jedno pytanie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Emocji doświadczamy każdego dnia, a ich skala jest przeróżna. Niektóre są bardzo intensywne i wypełniają każdą cząstkę naszego ciała, inne z kolei są łagodne i delikatne. Jednak niezależnie od nasilenia i rodzaju emocji, które towarzyszą nam lub naszym dzieciom, nie należy traktować ich jak czegoś złego. Czegoś, czego trzeba się bać. Bo kiedy się z nimi zapoznamy, okazuje się, że nie są czymś strasznym.
Na każdym kroku
Są rodzice, którzy traktują dziecięce emocje jak coś mało ważnego. Coś, co się pojawia, ale zaraz przeminie. Nie przywiązują do nich większej wagi, umniejszają ich znaczeniu. Być może są dla nich niezrozumiałe, tajemnicze i mroczne jak najciemniejsza komnata. Powodów może być wiele.
Jednak kiedy dziecko zaczyna się denerwować, złościć, a jego oczy wypełniają się łzami, nie możemy udawać, że nic się nie stało. Odwracanie wzroku i bagatelizowanie tego, co właśnie się dzieje, jest najgorszą rzeczą, jaką możemy zrobić. Co czuje dziecko, które nie może polegać na rodzicach? Co myśli maluch, który jest zdany sam na siebie? "Moją mamę/mojego tatę nie interesuje to, co czuję. Nie jestem ważny dla swoich rodziców, oni zajęci są swoimi sprawami".
Emocje towarzyszą dzieciom na każdym kroku. Wystarczy wybrać się na plac zabaw czy nawet zwykły spacer po parku, by zobaczyć ich cały wachlarz. Maluchy denerwują się, gdy nie potrafią sprostać zadaniu lub gdy nie mają zabawki, którą akurat bawi się kolega/koleżanka z piaskownicy. Starszaki nie lubią, gdy coś dzieje się nie po ich myśli lub gdy mama nie chce kupić tego, o co w tym momencie proszą.
Niełatwe zadanie
Opanowanie dziecięcych emocji nie jest łatwym zadaniem. Płaczący, histeryzujący czy leżący na podłodze maluch nie słucha tego, co do niego mówimy. Nie przyjmuje do wiadomości żadnych argumentów. Zachowuje się tak, jakby nic do niego nie docierało. A jeśli nawet słyszy i rozumie, co chcemy mu zakomunikować, to rzadko kiedy traktuje nasze rady i wskazówki jako coś, czego warto posłuchać.
Jest jednak jedno zdanie, które pomoże rozładować dziecięcą złość. Wiem, bo sprawdziłam na własnej skórze, a dokładniej skórze swojego dziecka. I to w kilku różnych i niełatwych sytuacjach. Nie twierdzę, że opanowanie dziecięcych emocji jest czymś, co przychodzi mi z łatwością. Jednak (póki co) jest czymś, z czym sobie nawet dobrze radzę.
To jedno zdanie
Taka sytuacja. Mój 4-letni syn próbuje narysować smoka. Niestety, to, co namalował, z żadnej strony go nie przypomina. Jest zieloną kulką, niczym więcej. Pojawiają się nerwy, które szybko przeradzają się w prawdziwą złość. Emocje biorą górę. Płacze, zaciska zęby, denerwuje się i wciąż powtarza: "Nie umiem, nie wiem, jak narysować smoka". I właśnie wtedy po raz pierwszy wkroczyłam z tym krótkim pytaniem.
Kucam, tak by nawiązać z synem kontakt wzrokowy, łapię go za rękę i mówię: "Zacznijmy jeszcze raz, dobrze?". Na moich oczach dzieje się magia. Uspokaja się, łapie głębszy oddech i ociera płynące po policzkach łzy. Bierzemy nową, czystą kartkę papieru i próbujemy raz jeszcze. Na spokojnie, bez niepotrzebnych emocji.
Udaje się, choć oczywiście nie jest perfekcyjnie. Jednak zielona kulka z ogonem powoli zaczyna przypominać smoka z bajki. Niby proste i na pozór mało znaczące pytanie, a potrafi zdziałać tak wiele.