logo
Rozmowy trójstronne to cenna, jednak rzadko stosowana w szkołach praktyka. fot. Wojciech Olkusnik/East News
Reklama.

Aleksandra Leyk zrezygnowała z zadawania prac domowych, jeszcze zanim ministra Barbara Nowacka podpisała rozporządzenie w tej sprawie. W pracy z uczniami stosuje metody, które przez wielu mogą zostać uznane za niekonwencjonalne: uczy praktyki wdzięczności, stawia na naukę w terenie i kreatywne zabawy (zamiast wkuwania wiedzy z podręczników), do każdego ucznia podchodzi indywidualnie, tak by wspierać go w rozwijaniu talentów i zwracać uwagę na obszary, nad którymi musi jeszcze popracować.

Rozmowy trójstronne na koniec roku

To indywidualne podejście do uczniów widać w praktyce na koniec roku szkolnego. Leyk organizuje trójstronne spotkania, w których biorą udział dziecko, rodzic oraz nauczyciel. Dzięki temu uczeń może podzielić się swoimi refleksjami na temat mijającego roku, swoich osiągnięć, trudności, interakcji z innymi członkami szkolnej społeczności. Rodzic z kolei ma szansę przyjrzeć się dynamice między jego dzieckiem a nauczycielem.

Jak wyjaśnia nauczycielka, rozmowy trójstronne to:

  • "włączanie dzieci w proces analizowania i podsumowania efektów ich pracy
  • kształtowanie poczucia współodpowiedzialności za to, jak się uczą
  • kształcenie umiejętności odnajdywania w sobie mocnych stron i dostrzegania słabości
  • oddanie odpowiedzialności dzieciom za sukcesy i porażki
  • dawanie poczucia, że nie są pozostawione same ze swoimi problemami
  • okazja dla nauczyciela na lepsze poznanie dzieci".
  • Nauczycielka zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt: takie podejście do uczniów pozwala im poczuć się docenionymi, a nie ocenionymi przez nauczycieli (a w pewnym sensie także rodziców). Chociaż każde spotkanie trwało ok. 20 minut, część dzieciaków pytała, "Dlaczego tak krótko?". Zachęcone pytaniami pomocniczymi, otwierały się i bez skrępowania opowiadały o swoich doświadczeniach.

    Po komentarzach pod wpisem Leyk widać, że praktyką przeprowadzania rozmów trójstronnych zachwyceni są zarówno rodzice, jak i inni pedagodzy, którzy deklarują, że podobne metody spróbują wprowadzić w szkołach, w których uczą.

    W czasach, gdy dzieciaki gonią za czerwonymi paskami, do końca próbują wywalczyć wyższe oceny, martwią się oceną zachowania i tym, czy nie zabraknie im punktu przy rekrutacji, takie podejście nauczyciela kieruje uwagę w zupełnie inną stronę. Zamiast skupiać się na cyferkach czy ocenie opisowej, uczeń ma szansę skoncentrować się na tym, co realnie udało mu się osiągnąć – nie tylko w kwestii omawianego na lekcjach materiału, ale też relacji z rówieśnikami czy samorozwoju. Co więcej, może podzielić się swoją perspektywą, tak by nauczyciel mógł wyciągnąć wnioski, które pomogą mu usprawnić pracę w kolejnych latach.

    Szkoda, że tak rzadko słyszy się o nauczycielach praktykujących tę metodę. Może za jakiś czas to się zmieni?

    Czytaj także: