Anna jest nauczycielką z 17-letnim doświadczeniem. Z ostatniej wycieczki szkolnej znad morza przywiozła pamiątkę, której chce się jak najszybciej pozbyć: zapalenie gardła. Sugestie, że nauczyciele zarabiają na wycieczkach, już jej nawet nie bawią. Podczas 4 dni z uczniami nie tylko nie zarobiła, ale jeszcze straciła. Bonusy? Nie ma.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Po publikacji tekstu: "Nauczyciele na wycieczkach zarabiają kokosy". Polonistka mówi, jak jest naprawdę otrzymałam sporo odpowiedzi od nauczycieli, którzy postanowili opowiedzieć o własnych doświadczeniach w kontekście wycieczek szkolnych. Mail Anny był jednym z tych, które szczególnie mnie zasmuciły – pełen jest rezygnacji.
Chociaż Związek Nauczycielstwa Polskiego z prezesem Sławomirem Broniarzem i wiceprezeską Urszulą Woźniak na czele apeluje do MEN o rozpoczęcie prac zespołu ds. pragmatyki zawodowej nauczycieli, na razie nic w tej kwestii się nie zmienia. Jednym z tematów, którymi miałby się zająć zespół, są właśnie wycieczki szkolne.
Wydaje się, że do wszelkich propozycji zmian nauczyciele podchodzą z rezerwą. Choć zmiany te są konieczne, a wycieczki szkolne powinny być uregulowane prawnie – z troski nie tylko o nauczycieli, ale także uczniów – wielu pedagogów pogodziło się z tym, jak jest. Inni z wycieczek rezygnują, czym narażają się rodzicom i dzieciom. Trudno im się jednak dziwić.
Straciłam 1000 zł i wróciłam chora
"Jestem nauczycielem od 17 lat. Wróciłam niedawno z czterodniowej wycieczki szkolnej, którą organizowaliśmy sami po to, aby uczniowie zapłacili jak najmniej. Ponieważ odpowiadam za życie i zdrowie uczniów, pełniłam nad nimi opiekę 24 godziny na dobę. Sen trwał może 4 godziny, ponieważ dzieci mają różne pomysły, zwłaszcza w nocy i trzeba ich pilnować" – pisze Anna.
"Wycieczka nad morze, 4 dni, Trójmiasto, wydmy, rejs statkiem, podróż pociągiem, nocleg, wyżywienie. Koszt na ucznia 600 zł. Koszty, które pokryłam z własnej kieszeni: 1000 zł. Dofinansowanie dla uczniów: 200 zł. Nie miałam żadnego dodatkowego wynagrodzenia za wycieczkę, zapłaciłam za siebie, a wycieczka skończyła się w sobotę o godzinie 21:00. W tej chwili mam zapalenie krtani" – kontynuuje.
"Wniosek jest taki: nie zarobiłam nic, uczniowie za mnie nie płacili, pracowałam 4 dni i teraz znowu stracę finansowo, ponieważ jestem na zwolnieniu lekarskim. Nie wiem, gdzie nauczyciele korzystają na wycieczkach szkolnych. U nas jest to praca dla dzieci, która nie wiąże się z żadnymi bonusami".
Chyba że bonusami można nazwać niewdzięczność rodziców i pretensje, że nauczyciele nie zapewniają dzieciom odpowiednich rozrywek albo że mają czelność zwrócić uczniom uwagę, że na wycieczkach nie pije się alkoholu. A może bonusem jest to, że uczniowie robią nauczycielom zdjęcia bez ich wiedzy i zgody, a następnie przesyłają sobie lub publikują w internecie? To tylko kilka "bonusów" wycieczek szkolnych, o których pisaliście w mailach.
Jeśli chcesz podzielić się swoją opinią, możesz wysłać do mnie wiadomość na adres hanna.szczesiak@mamadu.pl lub na naszą redakcyjną skrzynkę mamadu@natemat.pl.