Emilia zaczęła swojego pełnego emocji maila od bezpośredniego stwierdzenia: "Może zacznę wyjątkowo negatywnie, ale ostatnio pokłóciłam się już o to z koleżankami z pracy i usłyszałam, że jestem boomerką, więc co mi tam. Chciałam podzielić się z innymi rodzicami moim zdaniem na temat wysławiania się przez nastolatki. Mam siostrzenicę, która ma 14 lat i jestem z nią dość blisko. Sama byłam w podobnym wieku, kiedy Julka się urodziła, więc udało nam się zbudować bardziej siostrzaną relację, mimo że formalnie jestem jej ciocią.
Julka przy mnie jest dość wyluzowana, pewnie przez to, że nie taktowałam jej nigdy jak malucha. Ostatnio mam jednak kilka obserwacji dotyczących jej zachowania, które widzę też u jej koleżanek, więc pomyślałam, że to już jakiś trend wśród młodzieży. Chodzi o słownictwo i sposób mówienia, jakim posługują się nastolatki" – opowiada przejęta kobieta.
"Ostatnio na Instagramie Julki zobaczyłam relację z jej wyjazdu na zieloną szkołę. Na story opublikowała kilka nagrań, w których rozmawiała z koleżankami z klasy. Coś mówiły o podróży autokarem, pokojach w pensjonacie. W wypowiedzi padały co chwila słowa "ku@#%", "pierd#$%^" i inne wulgaryzmy. Później dziewczyny naśmiewały się z, cytuję: 'wielkiej pały' swojego kolegi. Mam 29 lat, 3-letnie dziecko i muszę przyznać, że, mimo że czuję się młodą, wyluzowaną osobą, od wypowiedzi nastolatek więdły mi uszy. Poczułam jakiś niesmak i nutę zażenowania zachowaniem Julki i jej koleżanek".
Emilia przyznaje, że same przekleństwa jest w stanie zrozumieć, bo pamięta, jak sama była w podobnym wieku: "Gdyby to była ich prywatna rozmowa to w porządku. Sama pamiętam, że w tym wieku też nie przebierałam czasami w słowach. Zawsze czułam gdzieś w środku wstyd, bo moja matka polonistka dbała o to, abyśmy razem z siostrą wypowiadały się kulturalnie i poprawnie językowo.
Prawda jednak jest taka, że w okresie nastoletniego buntu zdarzało mi się między rówieśnikami kląć jak szewc. Zawsze to były prywatne spotkania, nie mieliśmy przecież na początku lat 2000. możliwości wrzucania nagrań do internetu. Moi rówieśnicy puszczali wiązanki wulgaryzmów tylko między sobą – nikt jednak nie odzywał się tak przy dorosłych.
Wiem, że wtedy czułabym wstyd, gdyby moi rodzice usłyszeli takie słowa z moich ust. To były nasze wewnętrzne rozmowy z kumpelami, obowiązywała jakiegoś rodzaju tajemnica. Dziś nastolatki nie hamują się i mówią w internecie, że mają w pokoju w pensjonacie plagę "jeb#%^ mrówek w du#$% pierd$%^&". Wiem, że to rodzaj żartu i ekspresji, do której przecież wulgaryzmy też służą, ale jestem zdania, że to lekka przesada".
"Dzisiejsze nastolatki nie mają zahamowań. Nie czują, że takie zachowanie jest niekulturalne i trochę niewłaściwe w publicznej przestrzeni. Bez skrupułów udostępniają to w mediach społecznościowych, nie kryjąc się z przekleństwami. Może to jakiś rodzaj buntu, ale wyjątkowo niesmaczny. Kocham Julkę, ale oglądając ją z koleżankami, czułam dosłownie zażenowanie" – czytelniczka ma poczucie, że coś w wychowaniu współczesnych nastolatków poszło nie tak.
"Nie dalej jak kilka dni temu w tramwaju słyszałam też rozmowę dwóch dziewczynek, na oko 11-letnich. Głośno się zaśmiewały i, patrząc razem w telefon, dyskutowały o tym, czy jakaś influencerka, słynąca z operacji plastycznych i zmiany wyglądu, ma również 'zrobione cycki”. Popatrzyłam na nie i zaczęłam się zastanawiać, czy ja przypadkiem w tym wieku to nie bawiłam się jeszcze lalkami Barbie.
Byłam zadziwiona tym, że w ogóle nie krępował ich wzrok innych podróżujących, którzy byli totalnie zniesmaczeni ich rozmową. Po tych sytuacjach mogę śmiało powiedzieć, że obawiam się, co wyrośnie z tego pokolenia. Jeśli już 11- i 14-latki zachowują się w tak wulgarny sposób, co będą robić jako dorosłe kobiety? Jak tak dalej pójdzie, to skończą marnie" – Emilia kończy ze smutkiem swoją wypowiedź.