Nie jestem przeciwniczką operacji plastycznych czy zabiegów medycyny estetycznej – każdy z nas powinien decydować o swoim ciele i jeśli ma potrzebę takiej ingerencji, nic mi do tego! Ale żeby sugerować operację u niemowlaka, z tak błahego powodu? Coś jest nie w porządku. Co innego decydować o sobie, a co innego zaszczepiać kompleksy w dziecku.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Któregoś razu koleżanka z grupy ze szkoły językowej przyszła na zajęcia z elastycznym bandażem wokół głowy. Miałam wtedy 14 lat, ona była rok czy dwa starsza. Wyjaśniła nam, że odstające uszy od zawsze były jej kompleksem i w końcu się go pozbyła – rodzice zafundowali jej operację.
Po powrocie do domu zaczęłam przyglądać się swoim uszom. Nie odstają. Wręcz przeciwnie: miałam wrażenie, że za bardzo przylegają do głowy. Że wyglądam śmiesznie. Nienaturalnie. Że już wolałabym, żeby odstawały, niż były takie przylegające. Koleżance ze szkoły językowej o tym nie powiedziałam, zapewne popukałaby się w czoło.
Tak jednak rodzą się kompleksy. Powstają z porównywania się do innych. Z uszczypliwości czy żartów kolegów i koleżanek z klasy. Z komentarzy rodziny i bliskich. Najsmutniejsze, że kompleksy zaszczepia się już w malutkich dzieciach – a one zostaną z nimi na całe życie. Przeczytajcie mail Klaudii.
Tak uczymy dzieci, że coś jest z nimi nie tak
"Nie wiem, jak rozmawiać z siostrą i proszę o radę. Ona niedawno urodziła, siostrzenica ma 4 miesiące. Jak to takie maleństwa, ma dość odstające uszka i siostra cały czas na to narzeka. Kupuje małej opaski, próbuje jej zakładać, ale mała tylko płacze i uspokaja się, dopiero gdy jej siostra to zdejmuje z głowy.
Teraz siostra wymyśliła, że w takim razie będzie je zakładać do spania i jak mała już śpi, to ona jej wciska na główkę opaskę, żeby te uszka trochę przyklapnąć. Ja czasem zamawiam jakieś gadżety dla dzieci na ali i siostra pytała, czy jej zamówię takie plasterki, którymi się przykleja uszka do głowy. Ja jestem sceptycznie nastawiona, a ona się obraża.
Ostatnio zaczęła nawet mówić o operacji plastycznej. A jej dziecko to jest niemowlę przecież, to mała dziewczynka! I ja jej tłumaczę, a ona mówi, że z niej się dzieci śmiały już w przedszkolu, że nazywały ją 'Kulfonem', więc ona nie chce, by z jej córki się tak śmiano. Moje tłumaczenia do niej nie trafiają, szwagier siedzi cicho, a nasza mama tylko dolewa oliwy do ognia, bo mówi, że rzeczywiście te uszka to trochę odstają i moje dzieci takich nie miały.
Siostra ma kompleksy, bo nasza mama też zawsze narzekała na swoje uszy i mówiła jej, że ma przechlapane, bo ma uszy po niej, a ja jestem szczęściarą, bo mam po naszym ojcu. Teraz ona to samo robi swojemu dziecku. Jak mam jej wytłumaczyć, że robi dziecku krzywdę takim gadaniem?".
To nie odstające uszy są problemem
Odstające uszy u niemowląt i małych dzieci to zwykle etap przejściowy – małżowiny uszne wykształcają się do 6-7. roku życia. Wszelkie "domowe sposoby", takie jak opaski czy plasterki, nie działają, a mogą powodować u dziecka dyskomfort. Co więcej, sprawiają, że już od najmłodszych lat (a czasem nawet miesięcy, jak w tym przypadku) dziecko wzrasta w przekonaniu, że coś jest z nim nie tak. Że ma jakiś defekt, jest gorsze, że trzeba je naprawić. Że nawet rodzice go nie akceptują i chcą je zmieniać.
Plastykę uszu można przeprowadzić już u 12-latków. Jak możemy przeczytać na stronie Kliniki Ambroziak zajmującej się medycyną estetyczną i chirurgią plastyczną:
"Plastykę uszu można wykonywać u dzieci w wieku od dwunastego roku życia oraz u dorosłych. Dwunasty rok życia dziecka nie jest przypadkową granicą – małżowiny uszne u tak młodych osób pozostają jeszcze elastyczne i podatne na regenerację. U nastoletnich pacjentów można podawać znieczulenie miejscowe, a efekty operacji mogą być lepsze niż u osób dużo starszych".
Tylko czy gdybyśmy żyli w zgodzie ze swoimi ciałami, gdybyśmy nie doszukiwali się w nich mankamentów, to czy takie zabiegi byłyby w ogóle potrzebne?
Rodzice często zasłaniają się troską i bazują na własnym doświadczeniu. Wyśmiewano ich, chcą oszczędzić tego swoim dzieciom. Rozumiem to. Rozumiem też potrzebę ingerencji we własne ciało, sama co jakiś czas wpadam na pomysł, by coś sobie "poprawić", choć zawsze kończy się na pomyśle.
Nie musimy jednak podawać naszych myśli dalej. Nie musimy przenosić własnych kompleksów na dzieci. Możemy skończyć z zawstydzaniem z powodu wyglądu. Jeśli dziecko śmieje się z kogoś, kto ma odstające uszy, robi to, bo zostało tego nauczone, bo taki komunikat przekazali mu dorośli. Jeśli ma kompleksy, czuje się gorsze, to dlatego, że dorośli wmówili mu, że coś jest z nim nie tak. Skończmy z tym.