"Miałam szczerą nadzieję, że w maju trochę odetchniemy zdrowotnie. Po dość chorowitej zimie i alergicznej wiośnie czekałam na spokojny czas. Tymczasem od majówki dostaję z przedszkola coraz to nowe wiadomości na temat kolejnych chorób. Owszem, skończyły się przeziębienia, ale za to panują: zapalenie gardła, angina, szkarlatyna, zapalnie ucha, rumień zakaźny i bostonka…
Oglądam każdego dnia dziecko, szukając podejrzanych symptomów. Zastanawiam się, czy jednak czegoś nie przywlekło do domu. To niespełna trzy tygodnie, a mnogość i miks tych chorób przeraża.
Załamuje jeszcze jedna rzecz. To typowe choroby zakaźne, a część wywołana przez bakterie. Oznacza to, że tak samo jak dzieci łapią je równie szybko dorośli i niestety połowa kadry przedszkola właśnie przebywa na chorobowym. Pomijając, że jako osoby dorosłe mogą to kiepsko znosić, to przecież lada moment nie będzie miał kto się zajmować dziećmi. Chorują akurat obie nauczycielki synka, który teraz nie chce chodzić do przedszkola, bo nie zna zbyt dobrze innych pań.
Jeszcze we wrześniu dyrekcja przedszkola ostrzegała, że jako niewielka placówka niepubliczna mogą mieć problem z zapewnieniem opieki dzieciom, jeśli nauczycielki się rozchorują. Nikt jednak o tym nie pamięta. Wielokrotne apele o dbanie o nasze wspólne zdrowie nadal nie docierają do wielu rodziców. Niektórzy wciąż wysyłają swoje dzieci z objawami infekcji do przedszkola. Nie myślą o innych dzieciach, o tym, że przedszkolaki wśród rodzeństwa mają niemowlęta lub że niektóre mamy są w ciąży. To bardzo egoistyczne!
Wygląda na to, że wystarczy, że rozchoruje się jeszcze tylko jedna pani i przedszkole trzeba będzie zamknąć. Nie masz co zrobić z chorym dzieckiem? Lada moment nikt z nas nie będzie miał co zrobić nawet ze zdrowym maluchem, właśnie przez twoje nieodpowiedzialne zachowanie".
Czytaj także: https://mamadu.pl/170045,po-chorobie-chcemy-szybkiego-powrotu-do-normy-to-nie-jest-dobry-pomysl