Bycie uczniem, którego nauczyciele oceniają, nigdy nie jest łatwe. Czasami wydaje nam się, że jesteśmy dobrze przygotowani, a potem dostajemy pytanie, na które nie znamy odpowiedzi i już – ocena w dół. A co w sytuacji, kiedy jesteś naprawdę "wykuty na blachę", a i tak dostajesz kiepską ocenę? Chętnie podzielę się moimi wspomnieniami ze szkoły średniej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ostatnio w naszym portalu pisaliśmy o dość zaskakującym zdarzeniu, które miało miejsce w jednym z sądeckich liceów. Otóż sytuacja polegała na tym, że rodzice licealisty podejrzewali, że polonistka uwzięła się na ich syna i stawiała mu same negatywne oceny z wypracowań. Niezależnie od tego, na jakim poziomie chłopak napisał pracę i czy jego wypracowanie zawierało wymagane elementy, zawsze dostawał 1.
Rodzice ucznia poprosili o pomoc znajomego profesora polonistyki – mężczyzna napisał za niego jedno z wypracowań. Kiedy naukowiec również dostał negatywną ocenę, było jasne, że nauczycielka języka polskiego nie jest obiektywna. – To dziwne – mówię teraz jako nauczyciel – bo słaba ocena ucznia oznacza porażkę nauczyciela. Jeśli zdolny uczeń dostaje jedynkę, to znaczy, że nauczyciel nie potrafił przekazać mu stosownej wiedzy i stosownych umiejętności – mówił prof. Wojciech Kudyba w rozmowie z portalem dts24.pl.
Wspólna nauka w szkole średniej
Ta sytuacja skłoniła mnie do wspomnień na temat czasów w szkole średniej. Chodziłam do zespołu szkół, w którym oprócz ogólniaka funkcjonowało również technikum. Sama zawsze byłam uczennicą, która z nauką języka polskiego nie miała problemów – od dziecka uwielbiałam historię i czytanie, więc historia literatury i czytanie lektur nie sprawiały mi problemów.
Będąc licealistką, spotykałam się z chłopakiem, który chodził w tej samej szkole do technikum handlowego. Nie miał problemów z fizyką, matematyką czy przedmiotami zawodowymi, ale przyznawał, że pisanie prac czy interpretacja wierszy to nie jest jego mocna strona. Często więc uczyliśmy się razem, opowiadałam mu fabuły lektur, rozwiązywaliśmy razem próbne arkusze maturalne. Jego klasa, w związku z tym, że był w technikum, nie miała wysokiego poziomu na lekcjach języka polskiego – tak zawsze twierdził mój chłopak.
To były też czasy, że traktowano liceum jako lepszą szkołę, gdzie był wyższy poziom nauczania, bo jak to mówiło wielu pedagogów "w technikum lądowali ci, co nie dostali się do LO". Mój chłopak uważał też, że przez to polonistka, z którą mieli lekcje, postawiła sobie za punkt honoru, by nigdy nikomu w tej klasie nie postawić oceny wyższej niż 3. Słyszałam jego opowieści o tym, jak jego koledzy i koleżanki z klasy, nawet kiedy bardzo się starali, czytali lektury i odpowiadali na wszystkie zadawane przez nauczycielkę pytania, zwykle otrzymywali 2+, w porywach do 3.
Nie chciało mi się w to wierzyć, bo wiedziałam, ile mój chłopak razem ze mną się uczył: on dostawał z odpowiedzi 3, ja za podobny poziom otrzymywałam spokojnie 4 lub 5. Nigdy nie uważałam, żeby moja polonistka mi pobłażała, była dość wymagająca, bo moja humanistyczna klasa w większości chciała zdawać maturę rozszerzoną z języka polskiego.
Takie samo wypracowanie
Kiedyś postanowiliśmy zrobić pewien eksperyment. Oboje dostaliśmy polecenie od nauczycielek, żeby jako pracę domową napisać wypracowanie na temat maturalny z poprzedniego roku. Napisałam jedną pracę i oddaliśmy ją pod swoimi nazwiskami w takim samym brzmieniu obu nauczycielkom. To nie było fair i byliśmy gotowi ponieść tego konsekwencje. Ale wiecie co? Dostałam za tę rozprawkę 5, a mój chłopak 3.
To był ten moment, kiedy naprawdę zrozumieliśmy, jak gorzka i niesprawiedliwa jest cała sytuacja. Potwierdziły to wyniki z matur, bo mój chłopak z 3 z języka polskiego na świadectwie ukończenia szkoły miał z matury z języka polskiego jeden z najlepszych wyników w całej szkole, co pewnie bardzo mocno zaskoczyło jego polonistkę. Teraz gdy patrzę na to z perspektywy czasu, żałuję, że nigdzie tego nie zgłosiliśmy.
Wtedy baliśmy się, że nikt nam nie uwierzy, a nauczycielka mojego chłopaka będzie go nękać i jeszcze więcej wymagać. Albo, że ktoś nam wyciągnie oszustwo, a postawa polonistki zostanie przemilczana. Dziś wiem, że to naprawdę nie w porządku, bo takich osób jak on w tej klasie mogło być dużo więcej. Zachowanie tej kobiety wobec młodzieży było wyjątkowo krzywdzące. Część z jej uczniów pewnie do dziś wierzy, że nic nie potrafi, a język polski to ich pięta achillesowa...