Majówka w tym roku udała się chyba wszystkim: świetny układ dni i piękna pogoda. Czego chcieć więcej? A no może trochę zdrowego rozsądku u dorosłych. Znajoma opowiedziała, co im się przydarzyło. Ta opowieść to ważna przestroga na nadchodzące lato.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wczoraj spotkałam się koleżanką. Świeżo po majówce opowiadałyśmy sobie, jak spędziłyśmy ten czas. W pewnym momencie znajoma nieco ze wstydem przyznała się, co zrobiła kilka dni wcześniej. I choć czuła się zażenowana, uważa, że to ważna historia ku przestrodze. Bo wcale nie tak trudno o podobny błąd.
Majówkowy chill
Dzieci podrosły, więc w kilka zaprzyjaźnionych rodzin postanowili w majówkę wynająć domek na Mazurach. Dni spędzali dość aktywnie: rowery, gry zespołowe, kajaki i wycieczki. Był też czas na relaks dla dorosłych, bo dzieciaki świetnie się razem bawiły. Do tego grill i ognisko.
Muszę wspomnieć, że znam tę ekipę i to ludzie, którzy nie piją dużo alkoholu: lampka wina, może dwie. Głównie właśnie ze względu na dzieci i to, że wydarzyć może się dosłownie wszystko. W ciągu dnia rzadko pozwalają sobie nawet na małe piwo.
Jednak, gdy dzieciaki szły spać, dorośli przy drinku grali sobie w planszówki (zawsze jednak był dyżurny, niepijący). Tego dnia koleżanka i jej mąż wypili nieco więcej. Zmęczenie i świeże powietrze pewnie także miało znaczenie. Jak twierdzi, absolutnie nie czuła się pijana. Poszła spać, a rano dowiedziała się, co stało się w nocy.
Płakał pół nocy
Okazuje się, że ich 6-letni synek nie był w stanie ich dobudzić. Pogryzły go komary i nie mógł spać. Chciał, by rodzice posmarowali ukąszenia, ale zarówno mama, jak i tata zbyt mocno spali. Przestraszony chłopiec przepłakał część nocy.
Niby to "tylko" trzy lekkie drinki i "tylko" ukąszenia komara, ale znajoma przyznała, że była przerażona, gdy słuchała opowieści własnego dziecka. Ma poczucie, że zawiodła jego zaufanie i naraziła je na niepotrzebny stres. – Gdy dziecko woła w nocy, powinno być pewne, że ktoś zawsze się zjawi. A tu nie dość, że nie pojawił się nikt, to gdy przyszedł prosić o pomoc, też jej nie dostał. Nie mogę sobie wyobrazić, jak bardzo musiał się bać – wyznała poruszona znajoma.
Ciągle myśli o tym, co by było, gdyby problem był poważniejszy i dziecko także nie mogłoby jej obudzić? Doszła do wniosku, że jeden niepijący dorosły na dużą ekipę to stanowczo za mało, a koniecznością jest jeden zupełnie trzeźwy rodzic każdego dziecka.
A wy jak podchodzicie do picia alkoholu przy dzieciach?