"No to jeszcze kawałek serniczka", "Czemu nie jecie? Nie smakuje wam?". Święta w polskich domach brzmią wszędzie podobnie. Terroryzm, szantaż i zastraszanie w okresie wielkanocnym osiąga apogeum, jednak robimy to naszym dzieciom nieomal codziennie. Przodują tu zwykle... babcie.
Reklama.
Reklama.
Małe dzieci w święta przy rodzinnym stole doświadczają spożywczej przemocy.
Zastraszanie, szantaż i napychanie ponad miarę - to standard w polskich domach.
Dziecko samo wie, czy jest głodne i ile może zjeść. Zaufaj mu.
Coraz więcej młodych rodzin do dziadków zamiast na całe święta jedzie tylko na jeden dzień. Kiedy pytam znajomych, dlaczego nie spędzają u rodziców całych świąt, przoduje odpowiedź: daj spokój, ile można zjeść. I coś w tym jest, bo jeśli zajrzymy za te polskie, (nie tylko) wielkanocne stoły, to więcej tam przemocy niż rodzinnego biesiadowania.
Dzieci wiecznie faszerowane
Skupmy się na samych świętach. Dziadkowie wiedzą, że spotkają się z wnukami. A jak uszczęśliwić kilkulatka? Oczywiście czekoladowym jajkiem i zającem. Bo co tu innego dać, mięsko jest przecież codziennie na stołach, a dziadkowie, wiadomo - są od rozpieszczania.
Śniadanie wielkanocne zjemy trochę później niż normalnie, nie ma sensu, żeby dziecko czekało, więc babcia podsunie słodkie płatki. Kiedy dorośli zasiadają do żurku i pieczonej kaczki, dzieci idą szukać łakoci w ogrodzie. Bez umiaru napchane koszyczki, szybko zmieniają się w napchane buzie.
A potem: czemu nie jesz, no zjedz chociaż kotlecika, bo babci będzie przykro. Wrr, dreszcz przeszył mi plecy. Bo ten 3-, 4-latek ma żołądek wielkości swojej pięści, od dawna pełny, ale przecież nie chce, żeby babuni było smutno. I choć czuje, że kotlecik już nie wejdzie, pcha ten kolejny kawałek i zagłusza sygnały, które posyła mu organizm.
Szybciutko zjedz i zmykaj
Choć w absolutnie każdym artykule, książce czy programie o zdrowym odżywianiu jest informacja, że jeść powinniśmy wolno i dokładnie gryźć każdy kęs, to w żywieniu dzieci tę zasadę ignorujemy. Poganiamy, kusząc, żeby dziecko szybciutko zjadło i będzie mogło iść obejrzeć bajkę albo pójdzie się pobawić.
Więc dziecko futruje, napycha się, łyka wielkie kawałki, chowa je w policzkach, byleby już iść, uwolnić się i mieć to z głowy. Bo tu nie ma mowy ani o przyjemności, ani o zaspokajaniu głodu, ale o spełnianiu żądań dorosłych. Dziecko ma zjeść - koniec i kropka. Więc je, bo wie, że tej batalii nie wygra.
I tak trzylatek do południa w wielkanocną niedzielę ma w sobie tyle kalorii, ile powinien zjeść przez dwa albo trzy dni w sumie. Ale są święta, babcia zrobiła pyszne jedzonko i jemy. "Grzeczny chłopczyk, mądra dziewczynka, jeszcze łyżeczkę, za mamusię, za tatusia i za tę ciocię, której na oczy nie widziałeś, też zjedz".
Zmasowany atak bananem
Synowie Moniki są szczupli, jak mama i tata zresztą. Zdrowo się odżywiają, uprawiają sport... Kiedy rodzice musieli wyjechać, chłopcy zostali u dziadków. 8-letni Kuba powiedział po pobycie u dziadków, że już nigdy nie chce tam zostać bez mamy. Co się stało? Ano, babcię poniosło.
Uznała, że chłopcy są za chudzi i za mało jedzą. Młodszy z braci posłusznie jadł, co babcia kazała, Kuba odmówił, kiedy poczuł się najedzony. Babcia uznała jednak, że powinien po obiedzie zjeść banana. Kiedy chłopiec otworzył usta, żeby powiedzieć coś do dziadka, babcia znienacka wetknęła mu banana do ust.
To autentyczna historia, ma co prawda już kilka lat, ale takich babć, jak babcia Kuby nie brakuje. Nie tylko od święta traktują wnuki, jak tuczniki i pchają, i pchają w nie jedzenie, a dzieci tyją i tyją, bo po tych porcjach, jak "chłopu do kosy" nawet nie mają siły się ruszyć.
A ruch jest podstawą piramidy żywieniowej. Absolutne minimum dla dziecka (i dorosłego) to godzinny spacer na świeżym powietrzu. Jasne, że kiedy za oknem mży, nikt z nas nie ma ochoty się ruszyć. Jednak spójrzmy na północ, w Skandynawii nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani ludzie. Dlaczego więc nie możemy wszyscy założyć kaloszy i kurtki przeciwdeszczowej?
Czyżbyśmy obawiali się, że się przeziębimy? A może przeziębiamy się nie przez spacer w mżawce, a przez to, że nasze organizmy nie są zahartowane, a cukier spożywany w nadmiarze też odporności nie sprzyja.
Sprzeciw dla przemocy spożywczej
Wmuszanie w dziecko jedzenia, na które nie ma ochoty i podtykanie mu bez umiaru słodyczy (które akurat bardzo chętnie zje) to przemoc. Niesie szkodę i jest to może nieumyślne w wielu przypadkach działanie - ale jak najbardziej celowe. Bo przecież nikt się z tym kotletem nie przewrócił, przypadkiem trafiając w buzię dziecka.
Masz prawo powiedzieć nie. Masz prawo bronić swojego dziecka i sprzeciwiać się, kiedy ktoś mówi, że babci będzie przykro, jak dziecko nie zje odrobinki mazurka. Babcia jest sama odpowiedzialna za swoje uczucia, a ty jesteś odpowiedzialna za zdrowie i dobrostan dziecka.
Dziecko wie, kiedy jest głodne, a kiedy się naje. Mając wybór, maluch zwykle wybierze słodki smak, ale jeśli wybór rozgrywa się nie pomiędzy czekoladą a sałatką, tylko między ulubioną zupą a pieczonym kurczakiem z brokułem - z pewnością wybierze dobrze, więc zaufajcie mu, również kiedy mówi, że ma dość.
Nie poganiajcie, nie namawiajcie, nakładajcie małe porcje, żeby dziecko nie czuło presji, że musi opróżnić talerz. Lepiej dołożyć, niż przesadzić. I idźcie na spacer. Święta to nie tylko siedzenie za stołem i gapienie się w telewizor, to również szukanie wiosny, ruch, rozmowa i zabawa - czas razem, cenniejszy niż mazurek i biała kiełbasa.
8 złotych zasad przy świątecznym stole
1. Dziecko musi mieć dostęp do świeżych owoców i warzyw.
2. Samo wybiera, co i ile zje.
3. Przerwy między posiłkami powinny wynosić co najmniej 2 godziny i w tym czasie nie ma mowy o podjadaniu.
4. Dziecko potrzebuje ruchu.
5. Rodzic pilnuje, aby świątecznych słodkości (również soków) nie było za dużo.
6. Rodzic jest odpowiedzialny za to, co dziecko je, więc w razie konieczności to on, a nie dziecko upomina tych, którzy dziecko namawiają do jedzenia.
7. W czasie posiłku dziecko skupia się na jedzeniu, a nie rozpraszaczach uwagi typu bajka.
8. Nikt nie ma prawa szantażować, zastraszać i zmuszać dziecka do jedzenia.