Pani Elżbieta wsiadła do autobusu wraz z czwórką dzieci, dwoje z nich było w podwójnym wózku – chciała zawieźć je do przedszkola. Została jednak na przystanku po tym, jak kierowca podstępem wywabił ją z pojazdu. Czyż nie jest to piękny przykład dla dzieci i młodzieży, jak nie traktować rodziców z małymi dziećmi w przestrzeni publicznej?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Sytuacja ta wydarzyła się 14 lutego w Katowicach. Pani Elżbieta zajęła miejsce w pojeździe, jednak kierowca nie chciał ruszyć, tłumacząc, że wózek został ustawiony w niewłaściwy sposób.
– Nagle kierowca wyszedł zza kierownicy i powiedział, że nigdzie nie pojadę, bo źle ustawiłam wózek. Było bardzo ciasno, wózek stał przy oknie i opierał się o barierki. Kierowca zaczął krzyczeć na mnie przy wszystkich. Zagotowało się we mnie, bo to nie pierwszy raz, kiedy robi problemy. Raz wyszedł z kabiny, żeby na mnie nakrzyczeć, że "pikają" mi wiadomości przychodzące na Messenger. Przesunęłam wózek, tak żeby stał tyłem to platformy dla osób niepełnosprawnych, ale on dalej nie chciał ruszyć. Ja sama nie wiem, o co mu chodziło – opowiada pani Elżbieta w rozmowie z katowicką "Wyborczą".
Pozostałym pasażerom zaczęły puszczać nerwy – jedni prosili panią Elżbietę, by po prostu przestawiła wózek, inni zwracali się do kierowcy, by ruszył, bo spóźnią się do pracy. Pani Elżbieta również zaczęła się irytować.
– Zapytałam się kierowcy, czy mam mu ten wózek wsadzić na głowę, skoro nic mu nie pasuje – opowiada "Wyborczej".
Autobusy nie dla rodziców z dziećmi
Po słownej przepychance kierowca zagroził wezwaniem policji. Nakazał wszystkim pasażerom opuścić pojazd i wyjął telefon – zdaniem pani Elżbiety udawał, że dzwoni po policję. Kiedy wszyscy wyszli z autobusu, w tym pani Elżbieta z czwórką dzieci, powiedział, że pojazd odjeżdża. Pasażerowie wrócili więc na swoje miejsca. Wszyscy z wyjątkiem matki z dziećmi – ona została na przystanku.
Kobieta opublikowała na Facebooku post (obecnie jest już usunięty), w którym opisała zaistniałą sytuację i poprosiła, aby zgłosiły się do niej osoby, które miały nieprzyjemności ze wskazanym przez nią kierowcą. Podobno sytuacji, w których mężczyzna wdawał się w kłótnie z innymi pasażerami, było więcej – m.in. miał on zabronić pasażerce jedzenia drożdżówki czy nie chciał ruszyć, bo pasażer stał mimo wolnego miejsca siedzącego.
Bezpieczeństwo zawsze powinno być na pierwszym miejscu – co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Jednak kierowca wykazał się brakiem jakiejkolwiek wrażliwości i zrozumienia dla matki z dziećmi. Podróż komunikacją miejską z jednym dzieckiem może być dla rodzica wyzwaniem, a co dopiero z czwórką! Jeśli kierowcy zależało na ustawieniu wózka w jeden, konkretny sposób, mógł pomóc kobiecie, zamiast podstępnie straszyć ją policją tylko po to, by opuściła pojazd.
A jeśli wózka nie dało się ustawić w odpowiedni sposób, zapewniający wszystkim pasażerom bezpieczeństwo – czyja to wina? Czy to oznacza, że rodzice więcej niż jednego dziecka nigdy nie powinni podróżować komunikacją miejską?
Kierowca ma odpowiedzieć za swoje zachowanie
Po tej sytuacji Przedsiębiorstwo Komunikacji Miejskiej Katowice wydało oświadczenie, w którym zapewniono, że takie incydenty są niedopuszczalne, a wobec kierowcy linii 297 zostaną wyciągnięte "surowe konsekwencje".
"Jeszcze raz chcemy przeprosić za zaistniałą sytuację i zapewnić, że takie zachowania kierowców nie są i nie będą akceptowane. Przeprowadzimy także rozmowy z innymi kierowcami, aby przypomnieć im, w jaki sposób powinni się zachowywać wobec pasażerów" – czytamy w poście opublikowanym na Facebooku.