Gdy dziecko wpada w złość i czujesz, że sama zaczynasz tracić kontrolę, możesz nie mieć czasu ani przestrzeni w głowie, by przypomnieć sobie 3 zdania-mantry, o których pisałyśmy jakiś czas temu. "Przynajmniej nie goni mnie niedźwiedź" brzmi przewrotnie, zabawnie, ale czy naprawdę zadziała, gdy dziecko zacznie płakać i krzyczeć na środku sklepu albo w przedszkolnej szatni?
Obniżmy więc nieco poprzeczkę. Zamiast szukać w pamięci tych kilku zdań-kluczy, które w teorii mają cię powstrzymać przed krzykiem, zadaj sobie w myślach pytanie: "Dlaczego zaczynam złościć się na dziecko, które samo nie umie jeszcze kontrolować swoich emocji?" i powtórz: "To nie fair".
To właśnie to wyrażenie pomogło terapeutce dziecięcej i mamie trojga Jessice VanderWier wyjaśnić mężowi, dlaczego wybuchanie na dziecko i przelewanie na nie swoich własnych frustracji, kiedy ono sobie i tak nie radzi, jest bezcelowe. To nie fair, po prostu.
Jak pisze Jess w poście zamieszczonym na Instagramie: "Wyjaśniłam mężowi, że mózg naszego malucha nie jest jeszcze w pełni rozwinięty. Kiedy zaczynają targać nim emocje, jego mózg nie radzi sobie z tymi emocjami w tak logiczny i kontrolowany sposób, w jaki robią to nasze mózgi. Oczekiwanie, że dziecko zachowa spokój, to mrzonka. Widziałam, jak nad głową męża zapala się lampka".
I dalej: "Jak możesz złościć się na dziecko albo je karać w sytuacji, kiedy ono nie umie zapanować nad swoimi emocjami i impulsami? To nie fair. Dzieci, które miewają ataki histerii czy złości, nie są niegrzeczne. To dzieci, które uczą się nowych umiejętności".
Jess usłyszała wtedy od swojego męża pytanie, co w takim razie powinni zrobić jako rodzice w takiej sytuacji? Po prostu pozwolić, by dziecko krzyczało, płakało? Czy nie powinno się wyciągnąć wobec niego jakichś konsekwencji?
Tu pojawia się rada, którą warto wziąć sobie do serca: tak, należy pozwolić dziecku dać upust emocjom, ale pod dwoma warunkami. Po pierwsze, musimy się upewnić, że dziecko nie zrobi sobie krzywdy – pozwolenie, by przeżywało swoje trudne emocje w pozycji leżącej na przejściu dla pieszych, jest nierozsądne. Po drugie, wyznaczmy granice.
Terapeutka nie daje konkretnych wskazówek, jak to zrobić, istnieje jednak kilka uniwersalnych kroków, które warto zastosować: