Rodzice przeróżnie podchodzą do tematu pierwszego telefonu dla dziecka. Jedni robią to bez większego zastanowienia inni, obawiając się o pociechę, chcą ten moment jak najbardziej odsunąć w czasie. Podchodząc do tematu bardzo świadomie, można jednak odkryć coś niespodziewanego. "O tym problemie mówi się nadal zbyt mało" – zauważa Natalia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Córka ma 10 lat i od pierwszej klasy błagała nas o swój własny telefon komórkowy. Staraliśmy się to odłożyć w czasie, jak najbardziej się da. Uważam, że małemu dziecku smartfon nie jest do niczego potrzebny. Przecież Iga wszędzie jeździła z nami i zawsze była pod opieką jakiegoś dorosłego. Wiem, że koleżanki i koledzy grywają w gry, ale uważam, że kilkulatki powinny poświęcać czas na inne aktywności.
Jestem już duża
Ostatnio Iga poczuła większą potrzebę niezależności. My także doszliśmy do wniosku, że 10 lat to najwyższy czas na samodzielne chodzenie do szkoły, sklepu czy koleżanek. Dotarło do nas, że bez telefonu może się to nie udać. Nadal nie do końca podoba mi się ten pomysł. Nie chcę, by siedziała z nosem w komórce, bo wiem, że poza dzwonieniem do nas, pewnie zacznie korzystać z komunikatorów i grać w gry. Musimy mieć jednak z nią kontakt.
Córka nie była zachwycona tym, że postanowiliśmy wprowadzić pewne ograniczenia. Ustaliliśmy pory korzystania z komórki, a także maksymalny czas grania w gry. Dzięki kontroli rodzicielskiej dzieje się to automatycznie, bo uważam, że tak małe dziecko absolutnie nie jest w stanie samo kontrolować czasu. Dużo mówi się o uzależnieniach i nieodpowiednich treściach w sieci. Chcę, by córka była bezpieczna. Po tygodniu tych wszystkich zasad odkryłam jednak coś, co mnie mocno przeraziło.
Bałam się o dziecko, zapomniałam o sobie
Córka szybko odnalazła się w limitach, poprosiła jednak, by aplikacje z audiobookami czy muzyką nie miały ograniczeń. Uważam, że to rozsądna prośba. Czas na zabawę poświęca nie tylko na 'głupotki'. Owszem gra w gry, ale także zaczęła szukać aplikacji, które pomogą jej np. w nauce tabliczki mnożenia czy słówek z angielskiego. Byłam dumna, że tak gładko nam idzie, a córka nie chodzi non stop z komórką, jednocześnie odkryłam, że ja i mój mąż nie umiemy rozstać się z naszymi ekranami.
Narzuciliśmy na dziecko olbrzymie ograniczenia, jednocześnie nie mając świadomości, że sami się nie hamujemy. Ja telefon mam niemalże przyklejony do ręki. Zawsze leży gdzieś obok i nawet jeśli nie muszę, to kontrolnie klikam w ekran, by zerknąć, co tam ciekawego się wyświetliło. Robię to automatycznie, wręcz nieświadomie...
Zaczęłam się na tym łapać i przeraziło mnie, ile tak naprawdę czasu poświęcam na bezmyślne scrollowanie Facebooka czy TikToka, pisanie na Messengerze czy czytanie zupełnie nieistotnych rzeczy. Co więcej, każda próba odłożenia telefonu kończyła się po kilkunastu minutach fiaskiem.
Odkryłam, że mój mąż robi dokładnie to samo, co ja. Każdy pretekst jest świetny, by spojrzeć na ekran. Bałam się, że telefon stanie się dla mojego dziecka nałogiem, tymczasem nie miałam świadomości, że sama jestem już mocno uzależniona. Nawet nie wiem, kiedy to się stało.
Jesteśmy dorośli i nam wolno? Nic bardziej mylnego! Uznałam, że nie chcę być hipokrytką odciętą od rodziny. Zrozumiałam, że nadszedł najwyższy czas ustalić zasady dla wszystkich domowników. I coś, co jest łatwe dla Igi, dla nas okazało się potwornie trudne.
Ciebie to nie dotyczy? Warto bliżej przyjrzeć się samemu sobie... Możesz się mocno zdziwić, pamiętaj, że uzależniony człowiek nie dostrzega swojego nałogu, ja też nie widziałam swojego".