Wielkość z nas przyzwyczaiła się do tego, że dzieci mają doklejony telefon do ręki. Nieustannie dokumentują wszystko, co robią i ochoczo dzielą się tym w sieci. Jednak czy to zachowanie nie powinno nas martwić? Do czego jest w stanie posunąć się kilkulatek, by zrobić wymarzoną fotkę? Aż włos się jeży na głowie. Poznajcie historię Beaty. To daje do myślenia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"W weekend wraz z dzieciakami udałam się na WOŚP. Pomijając samą zbiórkę, to bardzo lubię te lokalne wydarzenia. Dzieje się bardzo dużo ciekawych i wartościowych rzeczy. Córka ciała zobaczyć, jak wygląda udzielanie pierwszej pomocy i pomyślałam, że to świetna okazja, by zobaczyła to wykonaniu profesjonalistów. Jednak to, co ujrzałam, zmroziło mi krew w żyłach.
To tylko zdjęcie?
Przy stanowisku, poza fantomami i ratownikami, czekała miła niespodzianka – psy ratownicze. Poza samą resuscytacją czy innymi wskazówkami dotyczącymi udzielania pierwszej pomocy, można było się dowiedzieć więcej o pracy tych zwierzaków. I choć moim zdaniem to szalenie interesujące, okazuje się, że dla dzieciaków ważne było coś zupełnie innego.
10-latki, które się zebrały wokół psów, zamiast zadawać pytania na temat pracy ratownika, usilnie próbowały... zrobić sobie selfie. Oniemiałam, widząc prężące się dziewczynki i chłopców, wymachujących telefonami. Ustawili się plecami do zwierząt i nawoływali imionami czworonogi, by te spojrzały właśnie w ich komórkę. Jednego psiaka jednocześnie nawoływało po kilkoro dzieci. Wszystko dla idealnej fotki.
Zwierzęta, choć na co dzień bardzo dzielne, ewidentnie były przytłoczone i zestresowane tą sytuacją. Bardzo cierpliwy opiekun w końcu zwrócił uwagę "paparazzi". Wyznał mi, że walczy z tym przez cały dzień.
Liczy się tylko dobre ujęcie
W głowie mi się to nie mieści! Pamiętam, gdy kilkadziesiąt lat temu nabijano się z japońskich turystów, którzy wszystko fotografowali. Dziwiono się, po co im tyle zdjęć, krytykowano, że zamiast zwiedzać, to tylko te fotki strzelają. Dziś sami robimy to samo. Odkładamy przeżywanie gdzieś na bok, liczy się tylko to, co mamy na telefonie lub profilu w social mediach.
Uczymy tego także nasze dzieci. Najpierw nieustannie każemy im pozować i dokumentujemy wszystko, co robią, a potem wręczamy telefon, by mogły to same robić. Jak widać, nawet nie dostrzegają, jakim kosztem to się dzieje.
A może by tak czasem spróbować wyjść z domu bez telefonu? Początkowo
odczuwa się niepokój, ale z czasem olbrzymią wolność i radość.