– Fotografuję ze świadomą intencją: chcę wspierać ludzi w uwalnianiu się od presji bycia "jakimś", po to, aby w ogóle móc zrobić sobie zdjęcie – mówi o sobie Zuzanna Jach, fotografka, propagatorka niszowych w Polsce naturalnych, niepozowanych sesji rodzinnych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zuzanna Jach, fotografka, matka dwojga. O swojej pracy, o charakterze sesji, których jest autorką, pisze: "Niepozowana sesja rodzinna to pochwała codzienności, celebracja słodko – gorzkiego, ale świadomego rodzicielstwa. Uchwycenie i honorowanie go takim, jakim jest".
Przeczytajcie państwo, jak pięknie mówi o swojej pracy i spójrzcie, jakie obrazy zwykłej – niezwykłej codzienności tworzy.
Magdalena Woźniak, mamaDu.pl: Zuzanno, skąd w ogóle pomysł na odejście od pozowanych, stylizowanych zdjęć? Czy masz poczucie "przebijania głową muru", odchodząc od utartych przez innych ścieżek?
Zuzanna Jach: Nigdy nie realizowałam zdjęć pozowanych i stylizowanych. Od samego początku mojej kariery fotograficznej szukałam obszaru w fotografii rodzinnej zgodnego z moim wyczuciem estetyki i wartościami. Pod koniec pierwszej ciąży, analizując wyprawkę dla dziecka, zorientowałam się, że brakuje mi czegoś bardzo ważnego – aparatu. Kupiłam go, żeby realizować się w roli "kuratorki rodzinnej dokumentacji" i zatrzymywać na zdjęciach wszystko, co dla mnie ważne podczas stawiania się mamą, oraz zapisywać chwile dla córki.
Szkoliłam się na kursach fotografii artystycznej – szukając mojego "języka" oraz na mentoringu dotyczącego mojej drogi w dokumentowaniu rodzin.
Jestem osobą, która nie potrafi odnaleźć się w mainstreamie. Nawet jeśli chcę, jeśli próbuję, okazuje się, że zawsze wybieram niszę. I tak samo było z wyborem ścieżki zawodowej promującej niepozowaną fotografię rodzinną. Kiedy zaczynałam, na rynku fotograficznym było dosłownie kilku fotografów, którzy się tym zajmowali. Teraz jest ich więcej, ale nadal jesteśmy w dużej niszy. Nadal niepozowana fotografia rodzinna jest nowym trendem, który przebija się mozolnie i robi sobie miejsce wśród fotografii studyjnej i lifestylowej. Jeśli chodzi o odchodzenie od utartych ścieżek, zaczęłam w tym roku studia podyplomowe z "Fotografii w terapii i rozwoju osobistym" – to też moja nisza.
Pięknie piszesz o naturalności, codzienności i o twojej "szerokiej definicji rodziny". Tworzysz na sesji taką atmosferę wolności i zaufania, jaką czuje się w twoich zdjęciach?
Dziękuję. O to trzeba by było zapytać się bohaterów i bohaterek moich sesji. Ale z tego co słyszę w informacjach zwrotnych, mogę potwierdzić, że czują do mnie zaufanie i otwartość. Myślę, że to wynika z mojego charakteru. Jestem osobą, która potrafi dać przestrzeń innym oraz jestem bardzo ciekawa ludzi.
Poza tym, zanim dojdzie do sesji, spotykam się z zainteresowaną rodziną na krótką kawę i opowiadam o tym, jak będzie wyglądać sesja. Przedstawiam siebie oraz daję dużo uwagi zainteresowanej rodzinie poprzez pytania. Ważne jest dla mnie to, żeby na spotkaniu były także dzieci, ponieważ wszystkich moich bohaterów sesji rodzinnej traktuję poważnie i z szacunkiem.
Jest to pierwsza część oswajania się, tzw. obwąchiwania, która usprawnia nam szybsze wchodzenie w relację przy spotkaniu na żywo. A kiedy jestem już na sesji, mam wyczucie momentu, kiedy potrzebuję odłożyć filiżankę wspólnie pitej kawy i złapać za aparat, bo właśnie dzieją się niesamowite rzeczy. Często słyszę od rodzin, że nawet nie zauważyli, kiedy zrobiłam tyle świetnych ujęć, więc jest to dla mnie sygnał, że sesje ze mną są, powiedzmy, "bezbolesne".
Czego się wstydzimy na sesjach, jako kobiety, matki? Siebie, nieporządku w domu? Czy może widzisz, że pozbywamy się takich wewnętrznych ograniczeń i zaczynamy siebie w pełni akceptować?
Myślę, że największym zmartwieniem są normy społeczne i brak przyzwolenia i akceptacji na wachlarz emocji i różnorodność. Świat nie jest czarno-biały. Nasze życie nie jest ani nieustającą komedią, ani ciągłym dramatem. Wątki mieszają się. Wierzę, że nie ma w nas nic do ukrycia, a już na pewno nie musimy wstydzić się rzeczy, które nie znalazły swojego miejsca w światowych kanonach piękna. Moje klientki to świadome kobiety, które widzą sens w celebracji codzienności.