– Maleństwo zawinięte było w kocyku. To noworodek. Jeszcze nie miał nawet zaciśniętej pępowiny. Był nieumyty, cały we krwi. Nieco wyziębiony, ale raczej zdrowy – mówi w rozmowie z "Gościem" boromeuszka siostra Macieja. To ona znalazła chłopca w oknie życia.
Jak wyjaśnia siostra Macieja, noworodek otrzymał imię Michał na cześć błogosławionego Bronisława Markiewicza, założyciela zgromadzenia zakonnego michalitów i michalitek. 29 stycznia przypada rocznica śmierci kapłana.
Okno życia przy ul. Rydygiera działa od 2009 roku i jest prowadzone przez fundację Evangelium Vitae. Ostatni raz rozległ się w nim alarm w lipcu. Siostry znalazły wówczas w oknie 4-miesięczną dziewczynkę.
To już kolejne dziecko oddane do okna życia w ciągu ostatnich kilku dni. W sobotę 27 stycznia w świdnickim oknie życia prowadzonym przez siostry prezentki odnaleziono dziewczynkę. Była czysta i zadbana, mogła mieć najwyżej 2 tygodnie.
– Wyglądała na zdrową. Była w nosidełku, a obok niej leżała butelka z przygotowanym mlekiem – mówiła "Gościowi" siostra Ewa Mierzwa, dyrektorka Publicznego Przedszkola Zgromadzenia Panien Ofiarowania NMP, przy którym znajduje się okno.
Zgodnie z obowiązującymi procedurami po znalezieniu dziecka w oknie życia osoba dyżurująca dzwoni po zespół ratownictwa medycznego i policję. Osobie, która pozostawia dziecko, nie grozi odpowiedzialność karna, jednak konieczne jest ustalenie, czy nie doszło do popełniania przestępstwa – stąd wezwanie policji.
Dziecko trafia do szpitala w celu oceny jego stanu zdrowia, a następnie zostaje umieszczone w pieczy zastępczej lub ośrodku adopcyjnym. Rozpoczyna się również procedurę adopcyjną.
Siostry przekazują do sądu wniosek o nadanie dziecku imienia i nazwiska oraz numeru PESEL. Ośrodek adopcyjny zwraca się do sądu o ustanowienie opieki prawnej nad dzieckiem.
Biologiczna matka ma 6 tygodni na zmianę decyzji. Jeśli nie zgłosi się po dziecko, a dokumenty się uprawomocnią, sąd orzeka o adopcji.
źródła: wroclaw.gosc.pl, swidnica.gosc.pl
Czytaj także: https://mamadu.pl/174293,dziecko-w-oknie-zycia-w-jaworznie-to-pierwszy-taki-przypadek-w-historii