Jestem matką dwójki chłopców w wieku przedszkolnym. Dzieci chodzą do tej samej placówki – dużego publicznego przedszkola w mieście powiatowym, gdzie z każdego rocznika jest po kilka grup. To oznacza, że w budynku kontakt z drobnoustrojami między dziećmi jest dość spory. Efektem tego niestety jest częste chorowanie, szczególnie podczas pierwszego roku uczęszczania do placówki.
Nie zmieniamy jednak przedszkola z tego powodu, bo oprócz chorowania jesteśmy zadowoleni z wybranego miejsca dla naszych pociech. Jest tu ciepła i przyjazna kadra pedagogiczna, świetna oferta zajęć rozwijających dla kilkulatków i naprawdę dogodna lokalizacja. Kiedy zapisywałam dzieci do przedszkola, wiedziałam, że chorowanie to duża część przedszkolnej rzeczywistości i postanowiłam po prostu wspierać odporność chłopców i uzbroić się w cierpliwość.
Okazuje się jednak, że budowanie odporności i łapanie co chwilę infekcji jest spowodowane nie tylko dużą liczbą dzieci w placówce, które codziennie wymieniają się bakteriami i wirusami. Przyczyniają się do tego także bezmyślni rodzice. Wiem, brzmi to wyjątkowo niemiło, ale zupełnie nie wiem, jak pewne zachowania nazwać inaczej.
Mianowicie, w przedszkolu w tym tygodniu odbył się bal karnawałowy. Dzieciaki były bardzo podekscytowane tym, że mogą założyć przebrania i spędzić dzień na zabawie ze swoimi kolegami i koleżankami. Z ulgą zamówiłam im w sieci stroje, bo dość szybko zdecydowali o tym, za kogo chcą się przebrać.
Kilkulatki z ekscytacją odliczały dni do balu. Kiedy nastąpił, poszliśmy dziarsko do przedszkola i założyliśmy przebrania w szatni. Odprowadziłam 3- i 5-latka do ich grup i życzyłam im miłej zabawy. Po odebraniu z placówki po południu już do samego wieczora słuchałam podekscytowanych dzieci, opowiadających o tym, kto w grupie jaki miał strój karnawałowy i jakie zabawy zorganizowały dla dzieci nauczycielki.
Nasze przedszkole ma stronę internetową, na którą wrzucane są zdjęcia z tego typu uroczystości, więc już następnego dnia mogliśmy obejrzeć fotografie, które w ciągu dnia wykonały dzieciom nauczycielki. Z ciekawością weszłam w folder i wiecie co? Dosłownie zatkało mnie, kiedy zobaczyłam kilka pierwszych zdjęć.
Na fotografiach cała liczna grupa, do której chodzi mój 5-letni syn. Wśród dzieci również te, których matki dosłownie 2 dni temu na grupie na Messengerze skarżyły się, że ich pociechy mają grypę, rotawirusa i inne infekcje. Rodzice, nie zważając na bezpieczeństwo reszty dzieci, jak i samopoczucie chorych pociech, przebrali swoje 5-latki i wysłali je na bal karnawałowy w przedszkolu.
Byłam totalnie wściekła, bo wiem, że takie zachowanie skończy się zapewne chorobą mojego własnego dziecka. Idą ferie, jest śnieg, moglibyśmy wyjść na sanki albo ulepić bałwana. Zamiast tego będziemy pewnie siedzieć w domu z gorączką i innymi dolegliwościami, bo nieodpowiedzialni rodzice wysłali na bal swoje chore dzieci.
Nie rozumiem, po co to robią. Przecież ani to dziecko nie będzie miało radości z uczestniczenia w tym wydarzeniu, ani to pozytywnie nie wpłynie na stan jego zdrowia, a może go jeszcze pogorszyć. Mam tylko jeden apel – zastanówcie się, zanim zdecydujecie się na taki krok. Sama kiedyś byłam na miejscu takiego chorego przedszkolaka – do dziś to jedno z najgorszych moich wspomnień z dzieciństwa.
Czytaj także: https://mamadu.pl/168880,chore-dziecko-w-przedszkolu-zamiast-spotkania-z-mikolajem-chce-do-mamy