Moja przyjaciółka ma malutkie dziecko. Naprawdę maluszka, chłopiec ma niespełna sześć miesięcy. Nie wysypia się dziewczyna, trafił jej się egzemplarz, któremu wystarczają cztery godziny snu w nocy. Nie, nie ciągiem. Przerywanego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Moje dziecko z kolei miało niedojrzały układ trawienny. Problemy powodujące ogromny ból, ulewanie przez osiem miesięcy, i to takie, że całe mieszkanie było w tłustych niespieralnych plamach po mleku. Drugie dziecko miało kolki.
To wtedy zdarzało mi się usłyszeć: "Nie martw się, wyrośnie". Osoby tak mówiące, a było ich sporo, chciały dobrze, ale jeśli z całą pewnością wiem jedno jako matka, to to, że odwoływanie się do upływu czasu jako środka łagodzącego wszelkie niegodności, nie działa.
Matka potrzebuje ulgi tu i teraz, a wizja kolejnego dnia czy nocy z płaczem, krzykiem, brakiem snu, dzieckiem noszonym w ramionach aż do omdlenia rąk i bólu kręgosłupa, wydaje się nie do przejścia. Za trzy miesiące będzie lepiej? Nie przeżyję tych trzech miesięcy. Tak myśli matka.
I chociaż to prawda – bo tak, dziecko z tego wyrośnie – w tym momencie umęczona kobieta nie znajdzie w tych słowach otuchy. Są one jednak i tak lepsze od innego zdania, powtarzanego jak Polska długa i szeroka – przynajmniej nie umniejszają uczuć tej matki, nie bagatelizują ich, nie są podszyte protekcjonalnym "och, przesadzasz, co ty wiesz o prawdziwych problemach".
A takie właśnie jest zdanie: "Małe dziecko – mały kłopot, duże dziecko – duży kłopot". Wszystko w tej aroganckiej mądrości jest błędne. Czułam każdą komórką ciała sprzeciw, kiedy ktoś raczył mnie tą sentencją. Rodziły się we mnie bunt i wściekłość. Żądza mordu.
Bo czy to, co ja akurat czuję w związku z tym, czego doświadczam z moim niemowlakiem, roczniakiem, przedszkolakiem, jest błahostką? Kto o tym decyduje? Dlaczego uzurpuje sobie prawo do stopniowania moich przeżyć, stanowienia o tym, jak dużym są one dla mnie obciążeniem?
Przypomniałam sobie o tym zdaniu, kiedy przyjaciółka opowiedziała mi o swoim wycieńczeniu. Przez 6 miesięcy nie przespała bez zakłóceń więcej niż trzech godzin w ciągu doby. Jest zmęczona, rozgoryczona, w jej głowie powstają myśli, których się wstydzi.
Czy zdecydowałaby się ponownie na dziecko, gdyby wiedziała, jak to będzie wyglądać? Tak, uwielbia tego małego człowieka. Ale sam fakt, że takie pytanie w ogóle pojawia się w jej głowie, napełnia ją wstydem. Drugim, obok poczucia winy, nieodzownym towarzyszem matek.
Jest jeszcze jeden problem z tym powtarzanym bez namysłu zdaniem. Ono jest z gruntu nieprawdziwe. Problemy, duże i małe, dotyczą dzieci w każdym wieku. Każdy z tych problemów – niewyspanie, kolki, bunt dwulatka, moczenie nocne, lęk separacyjny, problemy w szkole, pyskowanie, używki, przedwczesna inicjacja seksualna, uzależnienie od telefonu – każdy bez wyjątku jest tak duży, jak emocje, które wzbudza w matce. Nie deprecjonujmy tych odczuć. Dajmy matkom prawo do ich odczuwania.
PS Moje dzieci są już nastolatkami. Problemy, które generuje ich wiek, są dla mnie bardziej zrozumiałe, nie wywołują we mnie bezsilności. Dla mnie są mniejsze od kolek, ulewania i nieprzespanych nocy. Uwielbiam być mamą nastolatków, za nic nie chciałabym wrócić do czasów ich niemowlęctwa czy przedszkola.