O tym, jak źle jest w polskiej szkole, mówi się od dawna. Po zmianie władzy nowy rząd punktuje wszystko, czego nie zrobiła albo co zepsuła poprzednia władza. A tamci również wciąż mówili o tym, że jest kiepsko i wszystko chcieli naprawiać (to, jak im poszło, raczej przemilczę). Teraz głos w sprawie naprawiania szkoły zabrał pedagog.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wszyscy zaznaczają, że uczniowie są przemęczeni, program przeładowany, a więc i nauczyciele są niezadowoleni. Bo tak się już jakoś w naszej naturze przyjęło, że szkoła to tylko ból, męczeństwo i cierpienie, i ucząc się albo nauczając, nie można odczuwać radości i szczęścia – trzeba tylko narzekać.
O tym odczuwaniu szczęścia w szkole napisał na swoim Facebooku prowadzący profil Dzieckiem po Oczach. Do satyrycznego rysunku o tym, że uczniowie i nauczyciele nie mają prawa być w szkole szczęśliwi, dołączył dość długą refleksję na ten sam temat.
"W wielu szkołach działa instytucja Szczęśliwego Numerka, niejako wprost definiując nieszczęście jako wspólnotę tych dusz uczniowskich, które go dziś akurat nie wylosowały. Chyba mamy w społecznym naszym dzielonym umyśle takie przekonanie, że w szkole i w pracy nie można być szczęśliwym. To jest zarezerwowane na czas wolny" – czytamy we wpisie blogera (pisownia oryginalna – przyp. red.).
Jego przemyślenia pochodzą z pierwszej ręki, bo sam jest pedagogiem i każdego dnia w szkole widzi to, jak przyzwyczajenie do narzekania zmusza do umartwiania się na każdym kroku. W szkole uczniowie nie mogą być szczęśliwi, nawet jeśli odczuwają satysfakcję z powodu odnoszonych sukcesów. W społecznym przekonaniu ma być im zawsze ciężko, mają być zmęczeni i nierozumiejący materiału, który pedagog stara się im przekazać.
Nauczyciel musi być umartwiony
Na pewno nie mogą też być szczęśliwi nauczyciele, którzy spełniają się zawodowo, pracują z dziećmi (o czym wielu z nich marzy) i nawet trudny system edukacji nie jest w stanie popsuć ich radości spowodowanej przekazywaniem wiedzy. Nie, to czysta fikcja i to nie może się z założenia dziać w polskiej szkole. Dalej bloger zaznacza, że cokolwiek by nie zdecydował nowy rząd, który deklaruje zmiany na lepsze, w jego odczuciu nadal będzie źle – bo takim już niezadowolonym i narzekającym narodem jesteśmy.
"Cokolwiek nowa ministra wymyśli, szczęście w szkole to szczęśliwi nauczyciele, a gdy ich posłuchasz w czasach ostatnich, prawie ostatecznych dla naszej edukacji, to raczej z ich ust wylewa się gorycz i frustracja, Naczarnkowani, porządnie wypaleni miast zapaleni, obciążeni, z pensją x razy niższą niż robotnik, kierowca, fryzjer i kosmetyk, choć głównie spotykam kosmetyczki" – możemy przeczytać (pisownia oryginalna – przyp. red.).
Na koniec w podsumowaniu pedagog zaznacza, że to błędne koło nieszczęścia ciężko będzie przerwać, bo wszyscy są do niego tak przyzwyczajeni, że szkołę i edukację utożsamiają ze zmuszaniem i nieszczęściem (pisownia oryginalna – przyp. red.): "Nieszczęśliwi nauczyciele to nieszczęśliwa szkoła, w której tkwią nieszczęśliwe ucznie. I choć ministry zniosą zadania domowe, to nieszczęśliwy nauczyciel, który ich nie zada, gorszy od szczęśliwego, który zada".
Trafnie zaznacza również, że sami się w to nieszczęście i brak spełnienia wpędziliśmy. Uczniowie, rodzice i nauczyciele uważają w znakomitej większości, że na szkołę najlepiej narzekać i nie wolno odczuwać choćby minimalnej radości z obcowania z wiedzą, ponieważ jest szereg elementów, które powinny skutecznie tę euforię gasić. Czy nie uważacie, że to trafne, acz niezwykle smutne podsumowanie polskiej mentalności i spojrzenia na szkolnictwo w naszym kraju?