Święta to czas rodzinnych spotkań przy wigilijnym stole. To niesamowita magia, zapach dań przypominających beztroskie dzieciństwo, niekończące się rozmowy i wspomnienia. Niestety, to także czas niezręcznych, często złośliwych pytań. "Na samą myśl o rozmowach przy świątecznym stole dostaję dreszczy. Wszystko zaczyna się we mnie gotować, bo ja naprawdę mam dość" – pisze nasza czytelniczka.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Kiedyś, jeszcze przed rozwodem, uwielbiałam święta Bożego Narodzenia. Kupowałam sobie kalendarz adwentowy i rozpoczynałam odliczanie do świąt. Kiedy na świecie pojawiła się moja córka Maja, oczekiwałyśmy na nie razem. Teraz wszystko się zmieniło.
Uwielbiałam!
Dawniej uwielbiałam święta Bożego Narodzenia, teraz mam mieszane uczucia. Kiedyś na samą myśl o przygotowaniach, lepieniu pierogów, gotowaniu kompotu z suszu i pieczeniu makowca z cudownie pachnącą skórką pomarańczy moje serce się radowało.
Święta zawsze spędzamy w moim rodzinnym domu, to taka nasza tradycja. Przyjeżdża cała rodzina, każdy przygotowuje coś smacznego (mama sama nie sprostałaby temu zadaniu). Przy wigilijnym stole zasiada około 25 osób. Teraz nasza rodzina powiększyła się o dwójkę dzieci.
Życie jest nieprzewidywalne
Abyście zrozumieli, co dokładnie będę miała na myśli, może nieco przybliżę moją historię. Pięć lat temu wyszłam za mąż, niby cudowny facet, który potem okazał się draniem. Skrzywdził mnie, stosował emocjonalną przemoc. Początkowo nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopiero inni musieli mi to uświadomić (może kiedyś też napiszę o tym list). Rok po ślubie urodziłam córkę, która w tym roku skończy cztery lata. Trzy lata temu się rozwiodłam, a tym samym odzyskałam wolność, wiarę w siebie i jakże cenny spokój.
Koniec końców jestem matką, która sama wychowuje dziecko. Mój były mąż wyjechał i nie utrzymuje z nami kontaktu.
Samotność boli
Przyznam, że dzień rozwodu był jednym z lepszych w moim życiu. Odzyskałam wewnętrzny spokój, poczucie bezpieczeństwa. Z czasem pojawiło się szczęście i radość z życia. Nie będę jednak ukrywała, że mniej więcej po jakimś roku od rozwodu zaczęła doskwierać mi samotność. Zdałam sobie z tego sprawę podczas jednego ze spotkań z przyjaciółmi. Każdy przyszedł ze swoją drugą połówką, jak byłam sama.
Nie szukam na siłę, nie zakładam kont na portalach randkowych. Czekam, aż mój książę na białym rumaku pojawi się sam. Przyjdzie i zdobędzie moje serce. Oczywiście piszę to trochę w formie żartu. Jednak nie ukrywam, że chciałabym mieć przy sobie osobę, do której mogłabym się przytulić, z którą bez pośpiechu mogłabym zjeść niedzielne śniadanie.
Niezręczne pytania
Tak jak wspomniałam, kiedyś uwielbiam święta, nie mogłam doczekać się tej magicznej atmosfery. Od kiedy się rozwiodłam, nie ma we mnie tyle optymizmu i radości. Zasiadając do wigilijnego stołu, tylko czekam, aż ktoś wystrzeli z niezręcznym pytaniem. Zazwyczaj jeden z wujków zaczyna rozmowę 'Jak tam, znalazłaś sobie jakiegoś faceta?', ciocia kontynuuje: 'Potem będziesz już za stara, żeby mieć drugie dziecko'. W taki oto sposób, moja osoba staje się głównym obiektem zainteresowania. Kolejne pytania, aluzje, niezbyt przyjemne żarty.
Przestańcie mnie krzywdzić
Te pytania krzywdzą, bolą. Sprawiają, że serce rozpada się na pół. Ja naprawdę chciałabym znaleźć faceta, który będzie mnie kochał i szanował. Takiego, przy którym będę się czuła szczęśliwa. Takiego, który zapewni mi poczucie bezpieczeństwa, stabilności, spokoju. Po cichu marzę też o drugim dziecku i zdaję sobie sprawę z tego, że za kilka lat może być już za późno.
Jednak ja naprawdę nie mam ochoty tego słuchać, nie chcę, nie potrzebuję. Chciałabym o tym powiedzieć wprost, chciałabym to z siebie wykrzyczeć, ale nie wiem, czy to dobry pomysł. Co sądzicie?".