"Słodycze, nawet codziennie, mają prawo być częścią posiłku twojego dziecka" – pisze dietetyczka Anna Trojanowska. Wierzę, że są rodzice, którzy musieli to dziś przeczytać. Ci dręczeni wyrzutami sumienia, bo po raz kolejny "trują" swoje dzieci czekoladowym bałwankiem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Problemy ludzi bez problemów" – napisała na naszym profilu na Facebooku jedna z czytelniczek. Komentarz ten dotyczył artykułu Dominiki Bielas o zwyczaju dawania dzieciom słodyczy w ramach prezentu. Jadowicie.
Dominika pisze: "Jestem zmęczona tym ciągłym tłumaczeniem przy okazji absolutnie każdego święta (bo na Dzień Dziecka, urodziny i Wielkanoc jest dokładnie to samo), że moje dzieci (i myślę, że inne także) obejdą się bez czekolady. To naprawdę nie jest konieczny element prezentu. Nie tylko nie sprawia olbrzymiej radości, ale może być przyczyną łez".
W przypadku Dominiki powody, dla których nie chce, by jej dzieci dostawały od rodziny słodycze, są jasne: młodsza córka ma silną alergię i wielu produktów zwyczajnie nie może jeść. Z kolei starsza nie przepada za czekoladą.
"Wszystko jest dla ludzi, byle z umiarem"
Pod tekstem wywiązała się całkiem kulturalna dyskusja dotycząca tego, co właściwie jest problemem: zwyczaj "rodem z PRL-u" czy może jednak fakt, że bliscy ignorują prośby rodziców i postępują wbrew ich woli w kwestii słodyczy? Większość komentarzy dotyczyła tego drugiego, jednak napisała do nas Żaneta, która odniosła się do słodyczy. Jej zdaniem całkowite wykluczanie słodkości z diety dzieci może przynieść opłakane skutki. Przeczytajcie jej mail:
"Przeczytałam artykuł pani Dominiki i się z nią nie zgadzam. Rozumiem, że tu chodzi o jej dzieci i one nie mogą jeść czekolady, to jest zrozumiałe, że nie powinny jej jeść. Ale to, że jej dzieci nie mogą, to nie znaczy, że mamy teraz zakazywać słodyczy całkowicie wszystkim dzieciom.
Ja i moja siostra mamy zupełnie różne podejście do słodyczy. W moim domu są, czasem je jemy, nie zabraniam dzieciom i nie robię afery, jeśli zjedzą w przedszkolu cukierka albo kupią w sklepiku drożdżówkę. U mojej siostry słodycze są zakazane. Jej się wydaje, że ona tak chroni córkę, ale ta mała jak do nas przychodzi i widzi, jak moi chłopcy jedzą coś słodkiego, to wręcz się rzuca na mnie z błaganiem, czy ona też może. Zakazany owoc smakuje najbardziej, coś w tym jest.
Siostra mówi, że tu chodzi o zdrowie, odporność itd. Tylko ta mała już ma próchnicę i zimą przynajmniej raz w miesiącu jest chora, a moje dzieci to okazy zdrowia. Ząbki zdrowe, chorują rzadko, a jak już, to tylko jakiś katarek mają.
Więc według mnie wszystko jest dla ludzi, ale w umiarze. Rozsądnie trzeba do tego podejść, a nie tylko zakazy i zakazy, bo dzieci i tak nie uchronimy przed słodyczami. W domu mogą nie mieć, ale widzą je w sklepach, u innych dzieci, u dziadków itd. Więc nie udawajmy, że słodycze nie istnieją, bo potem dziecko będzie się zachowywać jak córka mojej siostry. Przemyślcie to sobie".
Restrykcje prowadzą do zaburzeń odżywiania
Ach, te piekielne słodycze! Największe zło świata! Być może kojarzycie ten cytat Paracelsusa nazywanego "ojcem nowożytnej medycyny": "Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, bo tylko dawka czyni truciznę"? No właśnie. Nawet woda może być dla nas szkodliwa, jeśli wypijemy jej za dużo. Podobnie ze słodkościami czy innym, tzw. rekreacyjnym jedzeniem.
Temat słodyczy poruszyła jakiś czas temu (przy okazji rozpoczęcia roku i debaty o tym, co włożyć dziecku do śniadaniówki) dietetyczka Anna Trojanowska prowadząca profil @anatomiadiety. Jestem przekonana, że posypią się gromy, bo podejście Trojanowskiej różni się od komunikatów, które są nam przekazywane w mainstreamowych mediach.
"Przyznam wam szczerze, że nie sądziłam, że obsesja na punkcie słodyczy jest tak aż tak ogromna!" – pisze Trojanowska, a w dalszej części postu przyznaje, że fiksacja na punkcie słodyczy niemalże przypomina "zbiorową panikę". I jak tu się z nią nie zgodzić, kiedy ze wszystkich stron jesteśmy atakowani sloganami o rosnącym problemie otyłości u dzieci i młodzieży, kiedy nagłówki głoszą, że "cukier uzależnia", "cukier to biała śmierć"?
Problem w tym, że ta fiksacja, jak wyjaśnia Trojanowska, przynosi skutek odwrotny do zamierzonego. Zamiast uczyć dzieci dobrych nawyków żywieniowych, "programuje" je do zaburzeń odżywiania w przyszłości, np. napadów kompulsywnego objadania. Jak napisała w mailu Żaneta: zakazany owoc smakuje najbardziej.
"Słodycze, nawet codziennie, mają prawo być częścią posiłku twojego dziecka – bo najważniejsza jest różnorodność. By miało dostęp zarówno do słodyczy, jak i warzyw, owoców czy pieczywa, i by pod twoją opieką mogło próbować i budować swoje własne doświadczenie różnorodnego jedzenia" – radzi dietetyczka.
Koniecznie zerknijcie na profil @anatomiadiety i przeczytajcie, co jeszcze na temat restrykcji żywieniowych pisze Trojanowska. A o ile nie ma żadnych przeciwwskazań medycznych: dajcie dziecku tego czekoladowego mikołaja. I kilka mandarynek.