Bycie rodzicem jest trudne. To nie tylko codzienne wyzwania w wychowaniu dziecka, ale też kwestie związane z funkcjonowaniem w społeczeństwie. Ostatnio naszych czytelników poruszyło oskarżenie matki, że dzieci, które są krótko w przedszkolu, będą ciamajdami. Jestem mamą przedszkolaków, chciałabym podzielić się moją perspektywą.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Opublikowaliśmy ostatnio list kobiety, która zmuszona jest odbierać dzieci z przedszkola później niż rodzice ich rówieśników z grupy. Ta sytuacja wywołuje w niej wyrzuty sumienia, bo syn mocno przeżywa, że każdego dnia jest pierwszy w sali i wychodzi ostatni z placówki. Po tym artykule opublikowanym na Facebooku posypało się wiele komentarzy od rodziców dzieci w wieku przedszkolnym.
Część z nich zauważała, że u ich dzieci też są wieczne pustki, że rodzice i dziadkowie odbierają dzieci zaraz po 13:00, jak tylko skończy się obiad. Niektórzy zaznaczali, że to nie fair, że matka oskarża innych rodziców, że wychowają "ciamajdy", tylko dlatego, że są w przedszkolu krócej niż inne dzieci, i zastanawiali się, jaki wpływ na ich podejście do świata ma liczba godzin spędzonych w przedszkolu.
Pomyślałam, że podzielę się również swoją refleksją na ten temat, bo sama mam dwoje dzieci w wieku przedszkolnym. Moja sytuacja nieco różni się od historii opowiedzianej przez naszą czytelniczkę, ale mimo wszystko to dość podobne doświadczenie. U mojego syna w grupie również wiele dzieci jest odbieranych wcześnie. Większość przedszkolaków ma rodziców pracujących w nienormowanym czasie, mają oni firmy i pracują np. na nocki. Są też kilkulatki, których odbierają dziadkowie. Rano i po południu jest tylko garstka tych, których rodzice pracują na etacie od 8:00 czy 9:00.
Nie wpadłabym, żeby robić z tego problem
Czasem też mam wyrzuty sumienia, jak ta mama ze wspomnianego artykułu. Że dziecko mogłoby właściwie siedzieć więcej w domu ze mną, kiedy pracuję zdalnie, że może tęskni albo codziennie jest mu przykro. I wiecie co? W takich chwilach zatrzymuję samą siebie. Bo przecież moim dzieciom w placówce jest świetnie – uwielbiają tam chodzić, czasami gdy muszą zostać w domu widać, że jest im przykro.
Lubią swoich kolegów z grupy, mają cudowne nauczycielki, mam też poczucie, że są tam zadbane i bezpieczne. W takich chwilach bardziej chciałabym, żeby wszyscy rodzice się wspierali. Może warto byłoby się cieszyć tym, że inni mają możliwość odbierania dzieci wcześniej?
Że mają możliwość spędzania czasu z dziadkami, budowania relacji, która jest ważna dla ich rozwoju. Kiedy czytam tamtą wypowiedź, uderza mnie coś, co zauważyli również inni w komentarzach. To postawa: "jak mi jest źle, to inni też nie powinni mieć za dobrze".
Więcej wyrozumiałości i empatii
Nie chcę teraz oskarżać autorki listu. Zachęcam jednak do tego, żeby być bardziej wyrozumiałym i wspierającym dla innych rodziców. Tego przecież chcemy nauczyć również nasze dzieci, a one patrzą na zachowania mamy i taty. Rodzice jako grupa społeczna i tak czasami mają naprawdę ciężko i co chwila zbierają za coś baty. Zamiast wytykać komuś, że dziecko będzie ciamajdą, wolałabym powiedzieć takim rodzicom, że to świetnie, że mają możliwość spędzać więcej czasu ze swoim dzieckiem i że sama chciałabym mieć taki system pracy, by móc więcej czerpać z bycia rodzicem.
Prawda jednak jest taka, że wszystko, co dotyczy bycia rodzicem i dzieci, w naszym społeczeństwie prowadzi do sporów. Zaczyna się już w ciąży i podczas porodu (bo przecież "wszystkie kobiety muszą rodzić naturalnie i – broń Boże – bez znieczulenia, a cesarka to najgorsze zło dla dziecka"). Potem są spory o to, czy jesteśmy wystarczająco dobrymi matkami, kiedy karmimy butelką, nie tak jak inni rozszerzamy dietę, wozimy w wózku, zapisujemy do żłobka itd. Lista nie kończy się, a z wiekiem dziecka tych kwestii spornych może być coraz więcej.
To, ile godzin dziecko spędza w placówce, nie zawsze też jest zależne od rodziców. Czasem jest tak, że ktoś musi odbierać dziecko wcześniej, bo później ma inne zobowiązania i nie będzie w stanie przyjść przed 17:00. Zachęcam do tego, żeby przestać obwiniać innych rodziców o coś, co w nas samych budzi frustrację. Zamiast złości lepsze jest wsparcie, wtedy można je otrzymać z zewnątrz także dla siebie.