Świętowanie Halloween w naszym kraju nadal nie jest aż tak popularne i ma wielu przeciwników. Zwykle ci, którzy nie obchodzą go, po prostu nie otwierają drzwi dzieciom zbierającym cukierki. Przeczytajcie o tym, jaka straszna reakcja ze strony sąsiada spotkała dzieci naszej czytelniczki.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Kilka dni temu było Halloween i moje dzieci również świętowały. Zarówno córka w wieku przedszkolnym, jak i syn, który obecnie jest w 2 klasie podstawówki, mieli samodzielnie zrobione stroje, z których byli niezwykle dumni. Zaplanowaliśmy w domu spotkanie ze znajomymi, którzy też mają dzieci, żeby kilkulatki mogły potańczyć, pobawić się w przebraniach, a dorośli w tym czasie mogli porozmawiać, zjeść przekąski na Halloween, które nawiązywały do duchów, wiedźm i nietoperzy" – zaczyna list mama dwójki dzieci.
"Zanim jednak impreza zaczęła się na dobre, dzieci miały w planie przejść po naszym osiedlu i zebrać słodkości do swoich torebek i koszyków. Mieszkamy na osiedlu nowych bloków, więc dookoła mamy sporo sąsiadów, którzy są młodzi, część ma dzieci. Byliśmy więc pewni, że dzieciaki zbiorą słodycze w wielu miejscach i że raczej wszyscy są przyjaźnie albo chociaż neutralnie nastawieni do świętowania Halloween i dadzą się dzieciom bawić i śmiać".
Sąsiedzi nie byli zachwyceni
Kobieta opowiada, że dzieci były zawiedzione reakcją sąsiadów: "Okazało się jednak, że dość mocno się myliliśmy. Mąż i jego kolega zabrali 6 dzieci (naszych i znajomych), żeby obejść najbliższe 3 bloki na naszym osiedlu. W większości mieszkań albo nikogo nie było, albo sąsiedzi nie byli chętni, żeby dzieciakom otwierać.
W kilku mieszkaniach, gdzie mieszkają koledzy i koleżanki moich dzieci, udało się kilkulatkom otrzymać słodycze. Tam zostali potraktowani przyjaźnie i z uśmiechem, wymienili się z rówieśnikami wrażeniami, a nawet dwójkę z nich zaprosili do nas na dalszą część świętowania Halloween.
Te pojedyncze sytuacje uratowały na szczęście całe wyjście, bo prawda jest taka, że okazało się, że wiele osób nie jest raczej pozytywnie nastawiona do Halloween. Jedna sąsiadka (wcale nie jakaś starsza pani, tylko kobieta mająca w domu nastolatki) powiedziała całej ekipie, że chyba upadli na głowę i powinni przestać straszyć mieszkańców takimi okropieństwami. Okazało się, że to jednak nie najgorsze, co spotkało dzieci tego wieczora".
"Zostaniecie opętani"
"W jednym z mieszkań w innym bloku dzieciakom otworzył drzwi pan koło 60. Był zaskoczony i nie bardzo wiedział w pierwszej chwili, kim są mali przebierańcy. Mój mąż wyjaśnił mu, że dzieci zbierają słodkości, a jeśli ich nie dostaną, obiecują mieszkańcom psikusy. Kiedy facet usłyszał słowo 'Halloween', jakby coś w niego wstąpiło. Zaczął się wydzierać, że on nie pozwoli na takie czczenie diabła i żeby dzieci uciekały spod jego drzwi raz-dwa.
Przestraszone maluchy zrobiły w tył zwrot, a starsze, które jeszcze nie zdążyły się odwrócić, na koniec usłyszały, że jutro raczej się nie obudzą, bo grozi im opętanie. Normalnie aż mnie zamurowało, gdy mąż mi całą sytuację relacjonował. Nie wierzę, że ludzie mogą w ten sposób reagować na zabawy dzieci. Myślę, że wystarczyło, gdyby powiedział, że nie życzy sobie odwiedzin i zamknął im drzwi przed nosem. Wtedy dzieci byłyby rozczarowane, ale nie przerażone" – kończy swój list mama dwójki dzieci.