Od lat o tej porze zaczyna się coroczna awantura o to, kto ma rację. Nikt nie chce odpuścić, usilnie próbując przekonać innych do swojego zdania. Jednak czy to w ogóle ma sens? Okazuje się, że zamiast się awanturować, można pogodzić jedną i drugą stronę. Na genialny pomysł wpadła młodzież w pewnej ze szkół.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Mam rodzinę w USA, więc Halloween nigdy nie było dla mnie niczym nadzwyczajnym. Także pani od angielskiego co roku pod koniec października przybliżała nam ten zwyczaj (tak samo jak Święto Dziękczynienia czy inne tradycje z USA i Anglii). Nie zachłysnęłam się jednak tematem. Może już byłam "za stara", a może to kwestia tego, że ja w ogóle nie przepadam za stylizowanymi imprezami (tak samo nie robi na mnie wrażenia impreza hipisowska czy taka w stylu lat 20.). Temat powrócił jednak ze zdwojoną siła, gdy zostałam mamą.
Muszę wybrać?
Teraz każdego roku czuję się niczym w oknie cyklonu. Postawiona pod ścianą muszę podjąć decyzję, czy jestem za, czy też przeciw Halloween. I coraz wyraźniej dostrzegam, że tę bezsensowną wojnę nakręcają dorośli, robiąc to kosztem swoich pociech. Dla moich dzieci Halloween absolutnie niczym się nie różni od balu przebierańców. Okazja do wskoczenia w jakiś wymyślny kostium i tyle.
Mamy szczęście do placówek, które w czasie zajęć dydaktycznych nie wchodzą w tematy, które mogą budzić skrajne emocje i nie dotyczą wszystkich uczniów. W takcie zajęć nigdy nie było Balu Wszystkich Świętych, Halloween ani Jasełek. Każdy może świętować co, kiedy i jak chce.
Duchy tu, duchy tam
Choć nie jestem ani wielką fanką, ani przeciwniczką Halloween, to wkurza mnie ta narracja z "kopiowaniem amerykańskiej mody". Przecież to święto celtyckie, które wywędrowało za ocean. Wiązało się ze świętowaniem końca żniw i czasem przygotowań do nadchodzącej zimy.
Jednak ten dzień jest i był celebrowany w wielu kulturach. Chociażby "nasze" słowiańskie Dziady, czyli zwyczaj nawiązywania relacji z duszami przodków, które powracały na nasz świat podczas przesileń słońca lub zmian pór roku.
Chyba bardziej niż Halloween zachwyca mnie Día de los Muertos i te piękne malunki na twarzach. Uwielbiam także film "Coco", zawsze na nim płaczę. Utwierdza mnie to przekonaniu, że wesołe przebieranki wcale nie muszą stać w sprzeczności z zadumą, wspomnieniami i rozmowami o śmierci.
Im chodzi tylko o jedno
Bawi mnie to doszukiwanie się ideologii, bo dzieciom zależy tylko na przebierankach i dobrej zabawie. Starsze może faktycznie bardziej skłaniają się ku strasznym przebraniom, ale kto z nas po kryjomu nie marzył o oglądaniu horrorów? Chyba każdy dzieciak przechodzi etap zainteresowania takimi tematami i chce się trochę pobać. Choć za czasów mojego dzieciństwa Halloween się nie obchodziło, to i tak byliśmy zafascynowani bohaterami z mrocznych filmów i książek czy klimatem kina Tima Burtona.
Uczniowie ze szkoły mojego dziecka wpadli jednak na genialny pomysł, który zamyka usta chyba wszystkim. Samorząd szkolny zaprosił na dyskotekę pod hasłem: Dziadoween. Ten pomysł zachwycił mnie totalnie, ale nie tylko ta szkoła organizuje taką imprezę po lekcjach.
U nas to tylko dyskoteka dla chętnych w weekend, ale od znajomych wiem, że podobne imprezy są organizowane również w szkołach średnich. I tu niespodzianka, młodzież nie tylko się przebiera za potwory, ale i czerpie inspiracje z literatury, np. u syna koleżanki jest prośba o przebranie się za ulubione postacie z lektur epoki romantyzmu. Przecież to genialny sposób, by uatrakcyjnić lekcje polskiego!
Jednak bez względu na to, czy na sali znajdzie się Konrad z "Dziadów", straszna Dynia, hrabia Drakula czy Wednesday Addams, pamiętajcie, że dla dzieci liczy się tylko dobra zabawa. Chyba nie zapomnieliście, że jako nastolatki zawsze szukaliśmy powodu, by zorganizować szkolną dyskotekę? Dla nas absolutnie każdy był dobry!