Dzień Edukacji Narodowej to w placówkach edukacyjnych przede wszystkim święto nauczycieli. Otrzymaliśmy poruszającą wiadomość od jednego z nich – polonistka opowiedziała swoją refleksję dotyczącą tego dnia. Nauczycielka przyznaje, że w poniedziałek po świętowaniu spodziewa się tylko jednego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Bycie nauczycielem w tym kraju jest niezwykle trudne, nie uważacie? Jutro Dzień Edukacji Narodowej, dziś w szkołach świętujemy, a mnie naszły refleksje związane z wykonywaniem tego zawodu. Jak co roku zresztą, od kilku lat. W tym roku Dzień Nauczyciela wypada w weekend, więc w większości szkół obchodzony jest w piątek. Tego dnia nie ma w mojej szkole lekcji, więc w praktyce świętowaliśmy już w czwartek" – zaczyna list Marzena, nauczycielka języka polskiego.
"Mam wychowawstwo w 5 klasie szkoły podstawowej, więc wczoraj od mojej klasy i innych uczniów, z którymi prowadzę lekcje, dostałam kwiaty, jakieś słodkości, drobne upominki. Oczywiście nie przeczę, że to miły gest – nie znam nikogo, kto nie lubi dostawać upominków i kwiatów. Traktuję to jako wyraz wdzięczności za moją pracę, podziękowanie za nasz wspólnie spędzony czas w każdym roku szkolnym".
Kwiaty prowadzą do refleksji
Kobieta opowiada, że każdego roku ma konkretne myśli po powrocie z obchodów Dnia Nauczyciela: "Kiedy wracam do domu z tymi kwiatami i podarunkami, od kilku lat wieczorem przychodzi do mnie smutna refleksja. Siadam na kanapie, patrzę na kwiaty w wazonie i myślę o tym, że to takie słodko-gorzkie święto.
Wczoraj mi dziękowano, uśmiechano się i życzono sukcesów zawodowych. Kiedy w poniedziałek wrócimy do szkoły, znowu uczniowie będą jęczeli, że nie chce im się czytać kolejnej zadanej lektury. Że niesprawiedliwie postawiłam ocenę za wypracowanie i źle podliczyłam punkty. Od rodziców dostanę pretensje za zbyt wiele wiadomości w Librusie.
Potem na zebraniu, kiedy będę proponowała różne rozwiązania, które usprawnią naszą pracę i sprawią, że dzieci z większym entuzjazmem będą chodziły do szkoły i zgłębiały wiedzę, usłyszę, że nie ma na to czasu, pieniędzy, a i chętnych do zaangażowania się jakby coraz mniej. Potem przeczytam w internecie, że nauczyciele to darmozjady, że tylko wiecznie narzekają, chociaż wcale nie mają tak źle. No tak, nie mamy (to sarkazm)".
Nauczyciele mają jak w niebie?
"Przecież mamy etat państwowy (ci, który pracują w publicznych szkołach), dostajemy co miesiąc pieniądze (co z tego, że marne), mamy zapewnioną emeryturę, a do tego mamy wolne wszystkie święta, ferie i wakacje. No nic, tylko żyć i pławić się w tych luksusach, prawda? Jakby ktoś nie rozumiał, to znowu piszę z ironią.
Chodzi o to, że wiem, że wolne w wakacje i ferie mogą denerwować rodziców, którzy całe lato kombinują z opieką dla dzieci. Jestem jednak zdania, że moja praca jest tak wykańczająca, że te 2 tygodnie ferii czy miesiąc wakacji są pedagogom potrzebne. Pracują w stresie za tzw. psie pieniądze, po nocach sprawdzają klasówki, przygotowują materiały do lekcji i wpisują oceny do dzienników elektronicznych. Każdego dnia pracują w hałasie, często muszą przepychać się z rodzicami i dziećmi, które są nauczone, że im wszystko się należy, a wina najczęściej jest po stronie nauczyciela.
W dużej mierze problemem tego wszystkiego jest po prostu wadliwy system edukacji, który funkcjonuje w naszym kraju. Ale oprócz tego brakuje po prostu szacunku, wyrozumiałości, empatii, życzliwości. Po co mi te kwiaty, uśmiechy i słodkości, gdy w poniedziałek znowu zostanę obrzucona błotem" – kończy list zasmucona nauczycielka.