Monika, mama trzyletniej Michaliny, która we wrześniu rozpoczęła swoją przygodę z przedszkolem, przyznała, że ma dość. Otrzymaliśmy przepełniony wieloma emocjami list. Monika nie kryje złości. Była niemiło zaskoczona tym, co stało się w przedszkolu.
Reklama.
Reklama.
"Michalinka w tym roku po raz pierwszy poszła do przedszkola. Wcześniej nie uczęszczała do żłobka, byłyśmy razem w domu. Kontakt z rówieśnikami miała raczej sporadyczny, jedynie na placu zabaw czy salach dla maluchów. Zapisując ją do przedszkola, byłam pewna obaw, nie wiedziałam, jak odnajdzie się w nowej rzeczywistości.
Trudny początek
Pierwsze dni września były dla nas ogromnym wyzwaniem. Michalinka płakała, niechętnie szła do przedszkola. Prosiła, abym odebrała ją po obiedzie, tak by nie musiała leżakować. W głębi serca miałam nadzieję, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej.
Niestety, było coraz gorzej. Postanowiłam zacisnąć zęby i po prostu to wytrzymać. Panie nauczycielki starały się, jak mogły, przytulały ją, brały na kolana. Widziałam ich zaangażowanie i chęć pomocy.
Wpadłam na pewien pomysł
Po kilku dniach przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Szczerze to nie wiem, dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej. Ulubiony pluszak – lala w niebieskiej sukience w kropki, z długimi rudymi warkoczami. Michalinka zabierała ją ze sobą do lekarza, na kilkudniowy wyjazd do babci. Kiedy była chora, przytulała się do niej w nocy. To był taki pluszak pocieszacz.
Zaproponowałam, by swoją ulubioną lalę zabrała do przedszkola. Bardzo się ucieszyła, a ja poczułam ulgę. Sytuacja nie zmieniła się z dnia na dzień. To nie było tak, że nagle z chęcią, bez płaczu i bez marudzenia zaczęła chodzić do przedszkola. Była jednak nieco odważniejsza, pewniejsza siebie.
Oczywiście wciąż dopytywała kiedy ją odbiorę, potrzebowała przytulenia pani, nadal nie chciała zbytnio bawić się z innymi dziećmi. Cały czas miała przy sobie swoją ulubioną lalę, która dodawała jej otuchy.
Październik zmienił wszystko
Kiedy dziś prowadziłam Michalinę do przedszkola, nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, że mamy już październik. Czas, w którym miały nastąpić pewne zmiany. Dopiero pani w przedszkolu przypomniała mi, że dzieci swoje zabawki lub pluszaki mogły przynosić do przedszkola tylko do końca września. W kolejnych miesiącach dniem zabawki miał być wyłącznie czwartek.
Byłam trochę zaskoczona, zmieszana. Nie wiedziałam, co zrobić. Pani nie chciała wpuścić Michalinki na salę z lalą, a ona nie chciała wejść bez niej. Próbowałam prosić, przekonywać. Pani jednak dość racjonalnie uzasadniła swoją decyzję – jeśli Michalinka przyniesie dziś swoją zabawkę, pozostałe dzieci będą chciały przyjść ze swoimi.
Rozumiałam, naprawdę, ale miałam trochę żalu. Zastanawiałam się, kto wymyślił takie zasady. Dlaczego moja córka nie możesz zabrać ze sobą lali, która dodaje jej tyle otuchy.
Wszystko od początku
Michalinka płakała, trzymała się kurczowo mojej nogi. Nie chciała rozstać się z lalą. Nie wiedziałam, co robić. Zabrać ją i uciec? Wepchnąć siłą na salę? Pani wzięła ją na ręce, ja wyrwałam maskotkę i uciekłam.
Słyszałam jak płacze, jak krzyczy, że chce do mamy, że chce swoją lalę. Wróciłam do domu, usiadałam i się rozpłakałam. Wszystko, co udało nam się zbudować w drugiej połowie września, runęło w gruzach. Nawet nie chcę myśleć o tym, co będzie się działo jutro rano".