Świetlice mogą wzbudzać skrajne emocje – nie tylko wśród dzieci, które spędzają w nich czas, ale również wśród rodziców. Z jednej strony cieszą się, że takie miejsca w ogóle istnieją, z drugiej – wszystko jest nie tak! Bo otwarte za krótko, bo za mało zabawek, bo gry i książki zniszczone, bo... bajki. Dziś będzie właśnie o tych bajkach. Czy to na pewno wina wychowawców świetlicy, że dzieci tak chętnie je oglądają?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Temat świetlic i tego, jak dzieci spędzają w nich czas, wraca co roku. Kilka lat temu pisałyśmy o jednej z takich awantur o szkolne świetlice. Maciej Dębski, założyciel i prezes Fundacji "Dbam o mój zasięg", socjolog i badacz wpływu mediów cyfrowych na człowieka, pisał na Facebooku:
"Już kilka razy odbierając dziecko swoje ze świetlicy szkolnej (pierwsza klas szkoły podstawowej) natknąłem się na taki obrazek gdzie grupa dzieci siedzi i ogląda w bliskiej odległości bajki. Była godzina 15-ta a na monitorze już 45 minut bajki. I mega mi się to nie podoba. Macie też tak? Co zrobić? Dla mnie w takim ujęciu to świetlica staje się bezsensowną przechowalnią dzieci" (pisownia oryginalna).
Zgodnie z Prawem oświatowym świetlica powinna być miejscem, w którym prowadzone są zajęcia "uwzględniające potrzeby edukacyjne oraz rozwojowe dzieci i młodzieży". Takie, które zapewniają uczniom prawidłowy rozwój (również fizyczny), inspirują, poszerzają ich zainteresowania. W praktyce zdarza się, że czas spędzony w świetlicy polega na oglądaniu bajek.
Rodzice obwiniają nauczycieli
Rodzice, szukając winnych, często wskazują nauczycieli pracujących w świetlicach. Zarzucają im brak kreatywności, pasji do pracy z dziećmi, a nawet lenistwo. Ignorują fakt, że wychowawcy świetlicy nie zawsze mają możliwość, by zapewnić dzieciom rozwojowe aktywności, chociażby z powodu kiepskiego wyposażenia placówki.
Napisała do nas Sandra, mama uczennicy podstawówki. Jej córka kilka razy w tygodniu zostaje w świetlicy, gdzie czeka na mamę lub tatę, którzy odbiorą ją ze szkoły. Na grupie dla rodziców dzieci z klasy dziewczynki wywiązała się dyskusja dotycząca funkcjonowania świetlic. Sandra stanęła w obronie pracujących w nich nauczycielek. Przeczytajcie jej mail:
Bajki w świetlicy to powszechny problem?
"Córa tak dwa, trzy razy w tygodniu zostaje na świetlicy. Tak kończy lekcje, że ja ani mąż nie mamy możliwości, by ją od razu odebrać. Wiem, że niektóre dzieci nie cierpią siedzenia tam, ale ona akurat to lubi. Odrabia tam zadanie domowe, czasem się pobawi, pogra w coś albo poogląda bajki. Właśnie przez te bajki ostatnio się wywiązała dyskusja na naszej rodzicielskiej grupie na Messengerze.
Jakaś matka zarzuciła temat, żebyśmy porozmawiali z nauczycielką, żeby nie puszczała dzieciom tak często bajek, tylko wymyślała im jakieś zabawy. Nie było w tym jakiejś agresji czy coś, raczej taka troska, żeby dzieciaki nie spędzały tyle czasu przed telewizorem, bo to ogólnie duży problem teraz, w tych czasach. Sama włączyłam się do dyskusji, ale pomyślałam, że też napiszę o tym, żeby więcej osób to przeczytało i trochę zluzowało.
Mam taki mały apel: weźcie, dajcie już spokój tym nauczycielkom. Im co chwilę się za coś obrywa, nigdy nie mają spokoju. A one też mogą być zmęczone. Zastanówcie się, ile razy po całym dniu spędzonym ze swoim dzieckiem miałyście wszystkiego dość. Miałyście dość wymyślania zabaw, angażowania itd. Albo ile razy sadzałyście dziecko przed TV czy z tabletem, żeby mieć chwilę spokoju.
Teraz sobie wyobraźcie, że od poniedziałku do piątku siedzicie w takim gwarze nie z jednym dzieckiem czy dwojgiem dzieci, ale z taką gromadą, nie wiem. Że kilkanaście tych dzieci jest. Albo dwadzieścia czy coś. Ja mam dwoje i, jak Boga kocham, po którymś weekendzie obudzę się totalnie siwa.
Zamiast obwiniać nauczycieli, spójrzcie na siebie
No i teraz jeszcze coś: skoro dzieci tak kochają oglądać te bajki, zamiast zająć się lekcjami czy pożyteczną zabawą, to znaczy, że ktoś je musiał tego nauczyć. To znaczy, że w domu też spędzają tak czas i nie umieją się sobą inaczej zająć. Dlatego weźcie, przestańcie już zwalać winę na szkołę albo oczekiwać, że naprawi wasze błędy wychowawcze.
Moje starsze dziecko jest w liceum i niestety popełniliśmy ten błąd, puszczaliśmy mu dużo bajek, kilkanaście lat temu nie było jeszcze takiej świadomości. I on też cały czas ma problemy. Gdyby zabrać mu telefon, to chyba by zginął. Z córką jest inaczej. Bardzo późno pozwoliliśmy na bajki, inaczej jej zajmowaliśmy czas i ona teraz na tej świetlicy umie sobie zorganizować czas. Jasne, czasem popatrzy na bajkę, ale to nie jest tak, że siedzi z nosem przy ekranie przez cały czas.
Więc, zamiast obwiniać nauczycielki czy szkołę ogólnie, szukajcie winy w sobie. Bo być może to wy gdzieś popełniliście błąd i waszą rolą jest go odkręcić".