Najbardziej podstępne rodzicielskie pytanie brzmi: "Ile czasu wasze dzieci spędzają przed telewizorem?". A ja już nie mogę! Już dosyć! Już basta! Mam chęć na matczyną solidarność, a nie skakanie sobie do gardeł.
Pod takimi postami zawsze pojawiają się krytykujące i nienawistne komentarze.
Kobiety narzucają sobie nawzajem wielką presję dotycząca idealnego macierzyństwa.
Zaczyna się niewinnie: Mamusie, czy mogę zacząć już puszczać mojej córeczce bajki?
Ewidentnie kobieta potrzebuje pomocy, chce się czegoś dowiedzieć i zadbać o swoje dziecko. Istnieje szansa, że chce też zadbać o siebie, wreszcie włożyć naczynia do zmywarki lub umyć włosy. Wreszcie może chce poczuć, że jest częścią całej rodzicielskiej maci.
Ale to stwierdzenie rozpala niemal wszystkie matki. Rzucają się sobie do gardeł, oceniają i krytykują nawzajem. A gdyby tak uznać, że każda z nas wychowuje inaczej i ma inne potrzeby, bo tak? I żadna z własnej woli nie chce krzywdzić swojego dziecka?
Co rusz na jakiejś grupie czy forum dla matek znajdzie się odważna, która zapyta: Czy wasze dzieci oglądają bajki?
Pod takimi postami zawsze pada grad odpowiedzi. Od przyznających ze wstydem, że "tak, puszczam mojemu niespełna roczniakowi bajki" do "nigdy, moje dziecko ma 16 lat i nigdy nie widziało tv na oczy".
Trudno znaleźć wśród tych odpowiedzi złoty środek. Pediatrzy nie zalecają pozostawiania dzieci przed ekranem, zanim nie ukończą dwóch lat. A i wtedy mogą oglądać kolorowe animacje tylko przez 20 minut dziennie.
No właśnie, ale jakby powiedział klasyk "to tylko teoria". W prawdziwym życiu czasem łatwiej włączyć dziecku bajkę na telefonie niż znosić jego krzyk w autobusie pełnym ludzi i ich nienawistne spojrzenia. Choć wkrótce i wzrok tych ludzi staje się oskarżycielski, że zamiast zabawiać, dajemy do ręki dziecku telefon.
Czasem łatwiej posadzić dziecko przed telewizorem i pójść rozwiesić pranie, niż martwić się o tym, że niemowlak czy roczniak zrzuci na siebie tabun książek z regału lub przywędruje za nami, zbierając na śpiochach resztki płynu do płukania, który wylał nam się w łazience.
Niektóre mamy przyznają, że czasem tylko ten mały ekran ratuje je od popadnięcia w szaleństwo w ciągu dnia. I ja to rozumiem. Są dni, kiedy naprawdę 10-20 minut bez dziecka potrafi uratować zszargane nerwy, poprawić koronę i znieść dzień z godnością.
Niektóre szczycą się tym, że nie puściły dziecku bajki przed 3. rokiem życia i nie rozumieją kobiet, które nie potrafią wymyślić dziecku zajęć bez telewizora.
Przy takich odpowiedziach zaczynam odczuwać wstyd, że nie jestem dobrą matką, skoro nie potrafię ulepić 50 figurek z kasztanów i zachęcić dziecka do zabaw ruchowych. Jest mi wstyd, że nie chce mi się tego robić.
Kobiety nakładają na siebie i na inne matki presję bycia idealną. A jeśli nie jesteś idealna, to puść dziecku chodzić "Śpiewające brzdące" i lekcje angielskiego, a nie ciężarówki topiące się w kolorowych farbach czy chomika biegającego w tekturowych tunelach.
A tak naprawdę chyba najlepiej będzie, jeśli po prostu przyznamy, że każda z nas wychowuje dzieci inaczej i to właśnie jest dobre.