Przedszkolna szatnia z kurtkami dzieci.
Przyprowadzanie chorych dzieci do przedszkola nadal jest nagminne. fot. Reporters / GYS/REPORTER/East News

Rodzice dzieci, które przychodzą do przedszkola po chorobie, często są przewrażliwieni na punkcie tego, by wszystkie dzieci w grupie były zdrowe. Nasza czytelniczka spotkała się z kuriozalną sytuacją: kiedy zaprowadziła do przedszkola syna po infekcji, okazało się, że w szatni spotkała dziecko, którego mama dzień wcześniej mówiła o wymiotach i biegunce.

REKLAMA

Powrót po chorobie

"Dziś rano mój syn poszedł pierwszy dzień do przedszkola po tygodniu nieobecności. Rodzicom przedszkolaków chyba nie muszę tłumaczyć, jak się czułam: euforia, ulga, pomieszane z obawą, czy nie puszczam go za wcześnie po przebytej anginie. No, ale dziecko czuje się już dobrze, skończyło brać leki i rozpiera je energia, więc nie ma przeszkód ku temu, żeby wrócił do placówki" – rozpoczyna list mama przedszkolaka.

"Każda mama po chorobie dziecka czuje ulgę, że wreszcie może puścić malucha z powrotem do przedszkola. Ponadto każdej z nas towarzyszy lęk, czy za chwilę nie otrzymamy telefonu z placówki, że dziecko źle się czuje. Albo, że usłyszymy z ust dziecka po południu: 'Mamo, boli mnie gardło/głowa/brzuch'. Dziś jednak kilkulatek szedł do nauczycielek i dzieci z grupy z takim szczęściem, że postanowiłam nie panikować i dać mu się rozwijać wśród rówieśników".

Wczoraj wymiotowała, dziś wbiega do szatni

Kobieta przyznaje jednak, ze w szatni zastała zaskakujący widok: "Kiedy jednak dotarliśmy do przedszkolnej szatni, pewien widok mnie zmroził. Dosłownie wczoraj na grupie na Messengerze jedna z mam dzieci z grupy syna pytała, czy naszym dzieciom nic nie jest, bo jej Amelka wymiotuje i ma biegunkę. Żadnym innym dzieciom nic nie było, ale teraz myślę, że to tylko kwestia czasu.

Bo okazało się dziś rano, że właśnie w szatni spotkałam Amelkę, którą mama ochoczo przebierała i prowadziła do przedszkolnej sali. Byłam tak wściekła, kiedy je zobaczyłam, że wprost zapytałam tej kobiety ze słodkim sztucznym uśmiechem, czy Amelce już nic nie jest, że przyszła do przedszkola. Mama dziewczynki trochę się zmieszała, ale odpowiedziała, że córce od wczoraj nic już nie jest, więc pomyślała, że nie będzie jej na siłę trzymała w domu".

Zaraz cała grupa będzie chora

Mama przedszkolaka nie ukrywa złości: "Jestem totalnie wściekła i myślę tylko o tym, czy za dzień lub dwa połowa grupy mojego dziecka nie będzie siedziała w domu z jakimś rotawirusem, który rozniosła po przedszkolu nie do końca zdrowa Amelka. Głupota takich rodziców jest chyba bezgraniczna.

Przecież to dziecko nawet jeśli już nie wymiotuje, to na pewno nie czuje się w pełni sił i zapewne nadal zaraża. Jak tak można na siłę męczyć dziecko tylko dlatego, że chce się iść do pracy i wypchnąć je z domu? Ciekawe, czy ona byłaby szczęśliwa, gdyby ktoś kazał jej dzień po wymiotowaniu i biegunce iść na cały dzień do pracy i wymagał bycia aktywną" – kończy swój list nasza czytelniczka.

Czytaj także: