Kiedy w sąsiedztwie słyszymy krzyki i płacz, szczególnie dzieci, nie zawsze wiemy, czy powinniśmy reagować. Boimy się, że ktoś pomyśli, że się wtrącamy albo że przesadnie reagujemy na przemoc, której nie ma. Napisała do nas czytelniczka, która opowiedziała, dlaczego według niej powinniśmy reagować na krzyk i płacz w sąsiedztwie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Mieszkam na małym osiedlu nowych bloków, gdzie – mimo dużego miasta – jest dość kameralnie. Bloki są niewielkie, większość sąsiadów się zna i codziennie słychać na klatce schodowej 'Dzień dobry' z ust współmieszkańców. Kilka tygodni temu do jednego z mieszkań obok mojego wprowadziła się rodzina: kobieta, mężczyzna i ok. 7-letni chłopiec" – rozpoczyna swój list nasza czytelniczka.
"Spotykając się na osiedlu, witaliśmy się, ale nigdy nie miałam okazji na dłuższą rozmowę z nimi, choć mieszkają właściwie naprzeciwko mojego mieszkania. Każdego dnia, odkąd się wprowadzili, gdy wracam z pracy, słyszę płacz i krzyki tego chłopca. Nie słychać, żeby rodzice się kłócili albo żeby ktoś na niego podnosił głos. To zwykle są różne okrzyki typu: 'Aaaa' i 'Nieeee', a następnie po jakimś czasie słychać głośny płacz, takie jakby zawodzenie".
Zdecydowała się zareagować
Kobieta opowiedziała, że w końcu podjęła decyzję, żeby zapytać o hałasy: "Za pierwszym razem byłam przerażona, ale nie reagowałam. Sytuacja powtarzała się jednak dość często, od jakichś 3 tygodni właściwie prawie co drugi dzień, a czasem i częściej. Zazwyczaj dźwięki te miały miejsce koło 19:00-20:00. Kiedy w bloku jest raczej cicho, więc na pewno nie tylko ja z sąsiadów je słyszałam, ale chyba nikt nie chciał się wtrącać.
Ostatnio jednak coś mnie tknęło i pomyślałam, że uprzejmie po prostu spytam sąsiadkę, czy może nie potrzebuje jakiejś pomocy. Zapukałam nieśmiało do ich drzwi i nagle w środku zapadła cisza. Po sekundzie drzwi otworzyła mi mama chłopca. Przeprosiłam ją, że przeszkadzam i powiedziałam o tym, że mi strasznie głupio, ale chciałabym się upewnić, czy nie potrzebuje jakiejś pomocy.
Kobiecie również się speszyła i zaczęła mnie przepraszać za hałasy. Zapewniłam ją, że w ogóle dla mnie to nie jest problem, ale może chciałaby, żebym jej w jakiś sposób pomogła. Wtedy w jej oczach niespodziewanie pojawiły się łzy".
Czasem powodem są zaburzenia
"Sąsiadka przyznała, że wie, że to nie czas i miejsce, ale jeśli martwię się hałasami, to mnie zapozna z sytuacją, żebym miała jasność sytuacji. Opowiedziała, że jej 7-letni synek jest głęboko zaburzony: ma autyzm i niepełnosprawność intelektualną, a po całym dniu chłopiec jest zmęczony i przebodźcowany. Chodzi do przedszkola, gdzie starają się z nim pracować, ale kosztem jego spokojnego zachowania jest to, że często wieczorami krzyczy, płacze, a zdarza się, że ma napady agresji.
Sąsiadka przyznała, że nie zawsze sobie z nim radzi, bo to już nie jest malutki przedszkolak, i nie zawsze ma siłę go przytrzymać, żeby jej nie bił czy nie rzucał przedmiotami. Ze wstydem też dodała, że mąż dużo pracuje i wieczorami to ona zajmuje się synem, więc nie ma wsparcia. Bardzo mnie przepraszała i zapewniła, że dziecko jest pod opieką specjalistów i nic złego mu się nie dzieje.
Jej słowa wywołały we mnie tak wiele emocji, że po prostu ją przeprosiłam za najście i zapewniłam, że jakby potrzebowała wsparcia czy rozmowy, to zawsze może do mnie przyjść na herbatę, jeśli będzie miała chęć. Gdy przekroczyłam próg swojego domu, sama się rozpłakałam. Ze wstydu, że posądzałam ją o przemoc, ze smutku i żalu z powodu zaburzeń jej dziecka i tego, jak ta kobieta jest samotna w tej walce.
Chciałabym tylko zaapelować do wszystkich, żeby nigdy nie byli obojętni na takie sytuacje w swoim sąsiedztwie. Czasem może być nam po interwencji źle i możemy się wstydzić, że wściubiamy nos w nieswoje sprawy. Ale są i takie historie, że dzięki naszemu zainteresowaniu ratujemy kogoś życie. A często też dajemy sygnał zmęczonym matkom, że je widzimy i że mają w nas wsparcie, jeśli zechcą skorzystać z pomocy" – kończy swój list czytelniczka.