"Z taką dziczą to do lasu!". Sąsiedzka wojna o głośne dzieci doprowadza mnie do wściekłości
List do redakcji
11 marca 2022, 14:05·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 11 marca 2022, 14:05
Mieszkam w nowym bloku. Każdy wie, że te ściany są trochę cieńsze niż w starym budownictwie. Mam dwójkę małych dzieci, a pod nami mieszka bezdzietna sąsiadka koło 50-tki. Od pierwszego dnia kobieta ma problem z moimi dziećmi. Twierdzi, że są za głośne. Starałam się być miła i empatyczna, ale mam już tego dość!
Reklama.
Reklama.
Chyba się nie polubimy
Sąsiadka wpadła do nas już pierwszego dnia, że przeprowadzka nas nie upoważnia do tego, by hałasować. Remont się skończył, czas się zachowywać jak należy i nie utrudniać życia innym. Bo i tak wykazali dużo cierpliwości, bo wykańczaliśmy mieszkanie jako ostatni. W sumie do końca nie wiem, o co jej chodziło. Po prostu nosiliśmy i rozpakowywaliśmy kartony. Czy byliśmy głośniej? Może. Z pewnością było dużo emocji, w końcu dzieciaki dostały swój własny pokój. W każdym razie przeprosiłam i powiedziałam, że postaramy się być ciszej. Pomyślałam tylko: "chyba się nie polubimy."
Nie uważam, żeby trzeba było lubić się z każdym, ale nie jestem konfliktową osobą. Uważam, że skoro mieszkamy w bloku, wszyscy powinniśmy zadbać o to, by nam wszystkim lepiej się wspólnie mieszkało i funkcjonowało. Faktem jednak jest to, że jesteśmy jedyną rodziną z małymi dziećmi w całym bloku. Reszta to bezdzietne małżeństwa lub rodziny ze starszymi nastolatkami.
Proszę, ciszej!
Sąsiadka początkowo "łapała" mnie przypadkiem na korytarzu zwracając uwagę, że może jednak cos bym zrobiła z hałasującymi dziećmi, bo to "bardzo męczące", "to walenie i stukanie, jakby stado słoni u nas mieszkało". Była dość miła, ale stanowcza. Nawet pojawiały się słowa "proszę", "czy mogłaby Pani". Na początku pomyślałam, że no faktycznie, jeśli nie masz dzieci, to nie chcesz ich słuchać. A jak je masz, to może trochę mniej zwracasz uwagę na generowany przez nie hałas.
Zainwestowałam w dywany, by trochę wyciszyć mieszkanie, wpakowałam dzieciom kapcie na nogi i pilnuję, by nie było hałasów nad ranem i wieczorem, nawet jeśli jeszcze nie ma ciszy nocnej. No w końcu, jakby mi coś przeszkadzało, też chciałbym, by ktoś choć trochę spróbował coś na poradzić na trudną sytuację. Niestety nie pomogło. Uwagi się nie skończyły, a wręcz przybrały na sile. Nie tylko "dostaje mi" się, gdy ją spotkam pod blokiem, kobieta regularnie puka do naszych drzwi.
Dzieci są tylko dziećmi
Sąsiadka uważa, że z taką dziczą to powinnam zamieszkać w domku w środku lasu. Przestała być miła. Za każdym razem jest bardzo nieprzyjemna i opryskliwa. Jestem w stanie wiele zrozumieć, ale dlaczego musi się to odbywać z takim brakiem kultury? Zawsze jak mnie spotyka ma wiele do powiedzenia, na temat moich metod wychowawczych, a raczej "braku wychowania" u moich dzieci. Uważa, że powinnam znaleźć dzieciom zajęcie. Np. czytanie książek byłoby z pożytkiem dla wszystkich. Nikt inny u nas nie był i się nie skarżył, a ona uważa, że to uprzykrzamy życie wszystkim sąsiadom, że z nimi rozmawiała nie raz.
Dzieci nie krzyczą w nocy, nie hałasują nad ranem, a w ciągu dnia bawią się jak to dzieci. Czasem ciszej raz głośniej. Grają na instrumentach, biegają, skaczą i się śmieją. Czasem krzyczą i piszczą. Są dziećmi, które się bawią. Jedno jeszcze nie chodzi do przedszkola, drugie ze względu na sezon przeziębień, często jest w domu. Ja pracuję zdalnie i nie jestem w stanie z nimi wychodzić tyle na dwór, ile bym chciała, więc zdarza się, że biegają. Jak to dzieci.
Jest głośno? Dopiero się przekonasz, co to znaczy głośno!
Z Panią ewidentnie się nie dogadam, więc postanowiłam, że nie będę z nią w ogóle rozmawiać. Bo to jak rozmowa ze ścianą. Ona chyba ma podobne odczucia, bo postanowiła przenieść awanturę na wyższy poziom. Napisała obszerny wpis na osiedlowym forum, z pytaniem o radę, jak sobie poradzić z uciążliwymi sąsiadami uprzykrzającymi jej życie. Opisała, jak to moje dzieci hałasują w środku nocy, że jest głośne walenie i słuchanie muzyki, płacz i krzyki. Że bardzo jej to utrudnia życie i że jesteśmy złośliwi i nie reagujemy na jej prośby. Zamykamy jej drzwi przed nosem.
Wszystko jest absolutną nieprawdą! Bezczelnie zapytała innych mieszkańców, czy może w takiej sprawie wezwać policje albo straż miejską. Nie chce straszyć dzieci, no ale oprócz tego, że jej to przeszkadza, to się martwi, czy dzieci mają właściwą opiekę. Przedstawiła sprawę tak, że wygląda na to, że my jesteśmy jacyś aspołeczni, a ona biedna i poszkodowana. Pojawiły się obraźliwe komentarze w naszym kierunku i nawet rady, jak ma sobie z nami poradzić. Oczywiście mieszkańcy sąsiednich bloków wszystko przyjęli jako pewnik.
Jestem w szoku, kobieta doprowadziła mnie do takiej wściekłości, że odnalazłam w sobie pokłady złośliwości, o których nawet nie miałam pojęcia. I wiecie co? Mam serdecznie dość bycia miłą. Chyba najwyższy czas pokazać Pani, co oznacza głośne i hałasujące dziecko. Może doceni ciszę, którą miała do tej pory.