Mąż mówi, że zmarnowałam pieniądze. Wszystko przez to, co jadłam na all inclusive
Redakcja MamaDu
02 sierpnia 2023, 09:37·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 02 sierpnia 2023, 09:37
Na wakacjach typu all inclusive trudno powstrzymać się przed jedzeniem więcej niż zwykle. Nic dziwnego – wybór jest większy i bardziej urozmaicony, towarzyszy nam poczucie, że i tak za to wszystko zapłaciliśmy, dlaczego więc miałoby się zmarnować? Potem wracamy do kraju z nadbagażem w postaci dodatkowych kilogramów. Na tym tle między Martą a jej mężem dochodziło do konfliktów.
Reklama.
Reklama.
"Byliśmy w tym roku w Egipcie na all inclusive. Mega się cieszyłam na ten wyjazd, bo perspektywa leżenia na leżaczku nad basenem i gwarantowanego słoneczka to dla mnie definicja szczęścia. Po całym roku ciężkiej pracy, łączonej z opieką nad dziećmi i obowiązkami domowymi, zasłużyłam na odpoczynek, podczas którego nie będę musiała nic robić. Nie myśleć o zakupach spożywczych, o tym, co ugotować na obiad, co kto chce zjeść na kolację… Raj, prawda?
Przygotowania do wyjazdu
Otóż niekoniecznie! Do wyjazdu chciałam się dobrze przygotować. Zależało mi na tym, żeby atrakcyjnie prezentować się w bikini. W końcu to w kostiumie planowałam spędzać większość czasu! I nie, nie chodziło mi o innych, a o siebie – o swoje dobre samopoczucie. No dobrze, chciałam też, żeby mąż czuł dumę, że ma taką ładną żonę. W codziennym pędzie trochę się od siebie oddaliliśmy, a i żar sypialniany zdecydowanie osłabł, odkąd zostaliśmy rodzicami.
Już w lutym rozpoczęłam dietę pod okiem dietetyka oraz treningi. Chciałam schudnąć mądrze, żeby potem nie było efektu jojo, a przy okazji trochę wyrzeźbić i ujędrnić ciało. Nie powiem, udało mi się schudnąć 8 kilo do wakacji i byłam naprawdę zadowolona z efektu. Koleżanki z pracy zachwycały się moją nową figurą!
Miało być tak pięknie!
Samopoczucie mi się popsuło jednak właśnie na wakacjach. I to nie dlatego, że inne kobiety były atrakcyjniejsze lub chudsze! Nie. Wszystko przez to całe all inclusive, które miało być takim świetnym pomysłem… No wiecie, jak to wygląda – nieograniczony dostęp do jedzenia i trunków, nic tylko brać, jeść, pić i… tyć.
Postanowiłam więc, że będę jeść tylko warzywa, owoce i białko, a zrezygnuję niemal zupełnie z węglowodanów, żeby nie wrócić z wakacji z dodatkowymi kilogramami. Do picia wybierałam wodę, a wieczorami białe wino lub prosecco. Dobrze mi z tym było, bo wybór warzyw i owoców był naprawdę wspaniały.
Ale mój mąż się wściekł! Nie spodziewałam się tego po nim, naprawdę. Zwłaszcza że przecież robiłam to też dla niego. Już podczas pierwszej kolacji namawiał mnie, żebym wzięła sobie na talerz więcej jedzenia. W końcu odpuścił, pomyślał, że może jestem zmęczona po podróży albo miałam zbyt dużo wrażeń i dlatego mam mniejszy apetyt.
Kłótnia za kłótnią
Ale później, już do końca pobytu, każdy nasz posiłek to były kłótnie i ciężka atmosfera. On nie rozumiał, dlaczego nie jem więcej, skoro zapłaciliśmy grube pieniądze za all inclusive! Mówił mi, że przez taką postawę, jak moja, to pieniądze wyrzucone w błoto. Że je marnuję i że więcej się nie zgodzi na taki wyjazd. Pokazywał mi, jak jedzą inni goście hotelowi: kopiaste talerze i ciągłe dokładki.
Nie ustąpiłam. Nie przytyłam (nawet schudłam kolejne dwa kilo!), ale wróciłam do kraju rozgoryczona, a między nami średnio się teraz układa. Wieje chłodem. Wydaje mi się, że to ja miałam rację, a on powinien był to uszanować. Teraz sobie tak myślę, że dbanie o figurę dla męża było błędem. Od teraz będę to robić tylko dla siebie!".