"Syn dostał zaproszenie na urodziny kolegi z przedszkola, a ja już rwę włosy z głowy na myśl o kupowaniu prezentu. Z kasą kiepsko, kredyt nas pochłania, oszczędności się kurczą. Pomyślałam, że Mikołaj może podarować Stasiowi zabawkę, którą sam dostał od babci – tylko leży i się kurzy. Może wychodzę na sknerę, ale nie chcę wychowywać dziecka na materialistę" – pisze w mailu do redakcji Renata. To świetny pomysł!
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Materialne prezenty wprawiają mnie w zakłopotanie. Doceniam gest obdarowującego, jednak sam upominek, o ile o niego nie prosiłam lub nie jest czymś praktycznym, co mogę zużyć, w 99 proc. przypadków jest mi zbędny. Nie potrzebuję kolejnego kubka, śmiesznego gadżetu, T-shirtu z sieciówki z bardzo mądrym przesłaniem o ratowaniu planety czy bransoletki ze znakiem nieskończoności. Wychodzę z założenia, że żyjemy w kulturze nadmiaru i naprawdę – to, co już posiadamy, w zupełności nam wystarcza, a często mamy wręcz za dużo. To samo tyczy się dzieci.
Ze zdziwieniem (i smutkiem) przyglądam się tym nowym trendom, w których wyrasta nam pokolenie materialistów. Koszmarnie drogie prezenty na komunię chyba już nam spowszedniały, więc teraz nawet urodzinowe upominki muszą być okazałe. Kiedyś wystarczył drobiazg za 30 zł, dziś pojawienie się na przyjęciu z książką czy kolorowanką wydaje się obciachem (serio, kto ustala te głupie zasady?).
Napisała do nas Renata, która ma dość absurdalnych żądań rodziców w kwestii prezentów dla ich pociech. Jej syn przyniesie koledze prezent, który sam kiedyś dostał, ale nigdy się nim nie bawił. I to jest trend, za którym warto podążać!
Mój syn da koledze w prezencie własną zabawkę
"Dzień dobry. Piszę tego maila, bo jestem zszokowana tym, jak dziś wyglądają przyjęcia urodzinowe dzieci. Już nawet nie chodzi o to, że trzeba wynająć salę zabaw albo mieć dom z ogromnym ogrodem, w którym na dzieciaki ma czekać mnóstwo atrakcji. To, przyznaję, bardzo mnie stresuje, bo nie chciałabym, żeby moje dziecko czuło się gorsze, jeśli jego impreza nie będzie tak okazała. Ale stresuje mnie coś jeszcze: wymagania rodziców.
Mikołaj wybiera się na urodziny kolegi z grupy. W zaproszeniu na urodziny mama Stasia zaznaczyła, że prosi o nieprzynoszenie żadnych prezentów z plastiku, książek i kart podarunkowych. Aż dziwię się, że nie zrobiła w Excelu jakiejś listy życzeń, w której rodzice zaproszonych dzieci zaznaczaliby prezenty, które przyniosą – wiecie, tak, jak to robią pary młode przed ślubem. Trochę się załamałam, bo z kasą jest u nas krucho, wszystko takie drogie, rata kredytu nam wzrosła i to naprawdę nie jest dobry czas na wymyślanie, co tu można kupić takiemu 6-latkowi.
Myślałam, myślałam, trochę przy tym popłakałam, ale wymyśliłam: damy Stasiowi grę, którą Mikołaj dostał na gwiazdkę od babci. To świetna gra, zręcznościowa, ale mój Mikołaj nawet jej nie rozpakował – on interesuje się przyrodą, lubi malować, ostatniego jego ulubioną zabawą jest robienie odlewów z takiej plastycznej masy. Babcia chciała dobrze, ta gra to porządna zabawka, ale Mikiego to po prostu nie interesuje. Zapytałam go, czy może damy Stasiowi tę grę w prezencie, zgodził się.
Czyli prezent mam z głowy, ale i tak mam obawy. Wiadomo, jakie są dzieci. Może Miki coś palnie na tych urodzinach, że to jego stara zabawka, może jakieś inne dziecko sprawi mu przykrość, a mama Stasia będzie do mnie wydzwaniać z pretensjami, że dałam jej synowi śmieć. Z drugiej strony: mam tak dość tego konsumpcjonizmu! Tego, że robimy z mózgów dzieci żelki. Taki prezentowy recykling powinien stać się normą. Przecież nie chodzi o dawanie zniszczonych, starych i śmierdzących maskotek czy zabawek, ale o dawanie drugiego życia czemuś, co nam się nie sprawdza.
Wiem, że rodzice z przedszkola Mikołaja są dość specyficzni. Mówiąc wprost: bogaci. Nie chcę wyjść na tę biedną, ale właściwie tak to wygląda, nie stać mnie na jakiś szałowy prezent za 150 zł dla każdego dziecka, które zaprasza Mikiego na urodziny. Powiedzcie mi, czy dobrze myślę? Czy może powinnam pożyczyć albo trochę zacisnąć pasa, ale kupić nowy prezent? Czuję, że mam rację, ale boję się, że ucierpi na tym mój syn".