9-latka dała na urodziny używany prezent. Reakcja to dowód, że wychowujemy małych materialistów
List do redakcji
·3 minuty czytania
Publikacja artykułu:
W wielu dziecięcych pokojach są zabawki, które tylko zbierają kurz. Nie zawsze dzieci doceniają każdą rzecz, jaką mają na półce. Czasem jest to książka, czasem zupełnie nowa gra planszowa, czy lalka, która nigdy nawet nie została wyjęta z pudełka. Czy taką nową-starą zabawkę wypada podarować innemu dziecku? Np. na urodziny? Przekonała się o tym nasza czytelniczka.
Reklama.
"Niedawno moja córka została zaproszona na urodziny do koleżanki z klasy. Ma 9 lat. Spotkała nas przykrość, której się zupełnie nie spodziewałam.
Nie ukrywam, że takich wyjść jest ostatnio dużo, a każde z nich kosztuje kilkadziesiąt złotych. Są miesiące, w których urodziny innych dzieci stanowią dla mnie finansowy problem, a jednocześnie nie chcę pozbawiać córki zabawy z rówieśnikami.
Chodzi oczywiście o ciągłe kupowanie prezentów. Nie są to dzieci z bardzo bogatych domów, nie mają jakichś specjalnych wymagań, ale zawsze wypada przynieść, chociaż jakąś małą rzecz. Ostatnio zaczęłam się po prostu zastanawiać, czy ta rzecz koniecznie musi być nowa.
W pokoju mojej córki jest masa rzeczy, które są fajne, ale jej po prostu nie podeszły. Mamy takie książki i gry planszowe, niektórych rzeczy przypadkiem dostała po dwa komplety – np. pudełko świetnych pasteli olejnych. Ma też dużo dziecięcej biżuterii, która moim zdaniem jest fajna, ale jej się nie podoba. Wszystkie te rzeczy, gdyby były ze sklepu, nadawałyby się na prezent.
Z tego powodu zaproponowałam mojej córce, by te zabawki po prostu rozdać w ramach prezentów. Od razu się nie zgodziła. Stwierdziła, że to obciach, gdyby się wydało, że prezent musi być nowy, bo nikt nie daje rzeczy używanych. Nie będę jej tłumaczyła, że nie mamy pieniędzy, więc tak musi być, bo w sumie nie o to chodzi.
Chodzi o marnowanie dobrych zabawek i o to, że liczy się gest, chęć dzielenia się, dawania, a nie o zaspokojenie czyichś oczekiwań. To ekologiczne, ekonomiczne i rozsądne rozwiązanie dla każdej ze stron. W końcu udało mi się córkę namówić i skończyło się to fatalnie.
Do prezentowej torebki włożyłyśmy książkę i bransoletkę z koralików. Pech chciał, że inna z dziewczynek widziała te rzeczy wcześniej w pokoju mojej córki i nie omieszkała o tym powiedzieć jubilatce. Obdarowana dziewczynka poczuła się tak urażona, że przestała się do mojej córki odzywać bez wyjaśnienia. Moja córka dopiero po kilku dniach dowiedziała się od dzieci, o co chodzi.
Dla dzieci to był jasny sygnał, że mojej córce nie chciało się wybierać prezentu, że nie chciałam dać jej na niego pieniędzy. Odebrano to jako zlekceważenie. Poza tym dzieci uwielbiają chwalić się tym, co mają nowego, z metką, z jakiego sklepu. Taki prezent okazał się mało imponujący.
Moja córka ma teraz przechlapane, dobrze, że są wakacje i nie musi tego przeżywać w codziennych kontaktach z dziećmi w klasie. Czy naprawdę popełniłam faux-pas? Przecież prezent to coś więcej niż pospieszne zakupy w sklepie, a prawda jest taka, że te prezenty zawsze kupuje się na siłę i bez pomysłu. Czy dla dzieci naprawdę liczy się tylko to, ile coś kosztowało i z jakiej jest firmy?
Teraz gdy to się wydarzyło i opowiedziałam o tym innym znajomym mamom, docierają do mnie historie, od których włosy stają dęba! Dzieci są wyśmiewane za to, że noszą ubrania kupowane w lumpeksach, nawet, mimo że to ciuchy lepsze niż z sieciówek. Wytykają sobie rzeczy niefirmowe, kolekcjonują drogie rzeczy i jeśli ktoś w tym nie uczestniczy, nie może kumplować się z dana grupką. To jest koszmar!
Co więcej, od niejednej mamy usłyszałam, że dać używany prezent – czy to z lumpeksu, antykwariatu czy z innego takiego sklepu, czy z własnej półki, jest niegodne. A nawet, że niektóre dzieci życzą sobie gotówkę na urodziny. Ludzie, co z wami nie tak?! Przecież to są takie same rzeczy! Tylko bez metki. Ile będziemy wydawać na zbędne kolejne rzeczy, skoro otacza nas góra śmieci? Dlaczego to, że coś jest nowe, ma takie znaczenie? Zaczniemy w końcu szanować rzeczy i pieniądze, czy będziemy się sadzić na górnolotne gesty i z wydanej kwoty robić powód do dumy?
Próbuję to mojej córce tłumaczyć – że przyjaciele, których trzeba kupować, to nie przyjaciele, ale nie wiem, czy to zrozumie. Dla niej najważniejsze jest bycie w grupie. Nie do końca wiem, jak powinnam się zachować, bo uważam, że mam rację, ale bardzo nie chcę robić córce pod górkę. Chcę, by szanowała rzeczy i jeśli ulegnę ogólnemu trendowi, z wychowania nici. Dlatego nie odpuszczę, choć bardzo nie chcę, by kiedyś znów nazwali ją 'lumpeksiarą'”.