W piątek uroczyste zakończenie roku. Dzieciaki dostaną do ręki swoje świadectwa, a uszczęśliwieni piątkami rodzice złapią za... portfele. "Serio? Zamierzacie płacić dziecku za dobre stopnie?" – pyta nasza czytelniczka i dostrzega spory problem z takim nagradzaniem dziecka. "To może się źle skoczyć" – ostrzega.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Jestem mamą trójki dzieci w wieku szkolnym i w życiu nie przyszłoby mi do głowy, by dziecku płacić za obowiązki domowe czy szkolne, a tym bardziej za stopnie. Jedna z córek ostatnio przyszła i wprost zapytała, czy dostanie od nas pieniądze za dobre świadectwo, bo koleżanki mają już obiecane konkretne stawki za 4, 5 i 6. Myślałam, że spadnę z krzesła.
Kasa się należy
Zaczęłam podpytywać znajomych i okazuje się, że naprawdę sporo osób stosuje taki 'wabik'. Jeśli nie sami rodzice, to dziadkowie płaca za każdą ocenę, jaka pojawiła się na świadectwie. Im wyższa ocena, tym wyższa stawka, plus bonus za czerwony pasek. U znajomej dziecko dostaje pieniądze zarówno od rodziców, jak i od jednych i drugich dziadków: 'Taka nagroda za rok ciężkiej pracy, a przy okazji budżet na wakacyjne wydatki' – wyjaśniła mi zdziwiona, że ja tak nie robię.
Żeby tego było mało, od dwóch dni widzę i słyszę ciągle reklamy, które grzmią, że sklep X i Y i Z zapłacą za dobre oceny. 'Pokaż oryginał świadectwa i odbierz od razu swój rabat'– pomysł płacenia dziecku za oceny. Tu jednak liczą się jedynie 5 i 6. Przeciętnym dzieciakom nagroda się nie należy, więc np. smartwatch mogą kupić, ale za pełną stawkę. Uczyć się trzeba było, nie?
Okazuje się, że znajoma co roku z tego korzysta. Ustalają z dzieckiem, co dostanie. 'Musi się spiąć z ocenami, by starczyło kasy na to, czego chce. U nas to się sprawdza' – wyjaśniła, a ja oniemiałam. Bo naprawdę nie miałam pojęcia, że takie rzeczy się dzieją. Poczułam się niby kosmitka, która chowa swoje dzieci w jakiś totalnie dziwny i niedzisiejszy sposób.
Motywacja ma swoją cenę
Absolutnie nie potrafię pojąć takiej metody gratyfikacji. Rozumiem jakiś uroczyste wyjście, świętowanie zakończenia roku czy jakiś upominek za ciężką pracę, ale ustalanie cennika za oceny uważam za olbrzymi błąd.
Ja wiem, że w szkołach są stopnie i w pewien sposób nagradzają lub karcą dziecko, ale po co to wzmacniać pieniędzmi? Płacenie dzieciom za wykonywanie codziennych domowych obowiązków czy za dobre oceny? Przecież tak tracą chęć do nauki i zaczynają kierować się jedynie pobudkami materialistycznymi. Robią coś tylko i wyłącznie dla kasy.
Rodzice, opanujcie się w piątek!
Nie kupuję tłumaczenia, że to praca, za którą należą się pieniądze. Bo przecież nie za wszystko na naszym życiu otrzymujemy wynagrodzenie, dzieci także powinny to zrozumieć.
Jak w przyszłości dziecko ma pracować nad sobą, rozwijać się, doskonalić i samokształcić samo dla siebie, skoro w dzieciństwie zostanie nauczone, że bez nagrody się nic nie robi? Kształtuje to postawę mocno roszczeniową, więc jak np. będzie bezinteresownie pomagać innym, gdy nikt nie będzie chciał za to zapłacić? Odpowiedź jest prosta: nie będzie.
Zanim 23 czerwca wyciągniecie portfel, zastanówcie się raz jeszcze, czy aby na pewno warto kształtować w dziecku roszczeniowe podejście do otaczającej go rzeczywistości?".