Posiadanie domowych obowiązków przez dzieci jest im potrzebne do nauki samodzielności i odpowiedzialności. Pokazuje też, że bycie częścią rodziny to codzienna współpraca, by każdemu w domu żyło się dobrze. Napisała nam o tym czytelniczka, która uważa, że płacenie dzieciom za sprzątanie jest złe, a jej teściowa nazwała ją tyranką.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Posiadanie obowiązków domowych od najmłodszych lat to nauka samodzielności, odpowiedzialności i poczucia, że bycie częścią rodziny to ciągła współpraca.
Otrzymaliśmy list od naszej czytelniczki Agaty, która uważa, że płacenie dzieciom za wyrzucenie śmieci czy odkurzenie pokoju to błąd wychowawczy.
Kobieta opowiedziała nam o tym, jak jej teściowa określiła ją mianem "tyranki", bo uczy dzieci, że muszą po sobie sprzątać.
Małe obowiązki dla małych dzieci
Napisała do nas Agata, nasza czytelniczka, która jest zdania, że w wychowywaniu dzieci ważne jest powierzanie im obowiązków. Kobieta uważa, że to uczy dziecko odpowiedzialności i samodzielności: "Właściwie odkąd moje dzieci zaczęły chodzić i rozumieć, co do nich mówię, każde z trójki miało i ma jakieś swoje domowe obowiązki.
W przypadku maluchów koło 2-3 roku życia zawsze były to proste rzeczy – jak posprzątanie jednych zabawek, jeśli chce się wyciągnąć kolejne, wynoszenie swoich ubrań do prania, zanoszenie naczyń do zlewu czy pomaganie w wyciąganiu naczyń ze zmywarki.
Gdy dzieci zaczęły przedszkole, każde – jeśli tylko miały chęć – pomagało mi podczas szykowania obiadu – kroiło warzywa niezbyt ostrym małym nożykiem, mieszało ciasto na naleśniki, ale także pomagało np. w domowych porządkach, takich jak wycieranie kurzu czy nakrywanie do stołu.
Uważam, że jeśli dziecko od najmłodszych lat będzie wiedziało, że domowa logistyka to współpraca całej rodziny – uda mi się nie wychować lenia, któremu mamusia pościeli łóżko i pod nos podstawi obiadek w wieku 25 lat. Nie daję dzieciom ciężkich prac, obowiązków, których nie są w stanie wykonać.
Są to raczej drobnostki, dzięki którym mnie i mężowi także jest łatwiej ogarnąć przestrzeń. Pokazujemy im też, że każdy z nas ma jakieś obowiązki, wydaje mi się, że dzięki temu będzie im też w momentach np. buntu szkolnego łatwiej zrozumieć, że obowiązkowa szkoła nie oznacza, że ot tak można sobie z niej zrezygnować.
No i że naturalne jest np. odkładanie po zjedzonym posiłku naczyń do zlewu czy odłożenie ubrań do kosza na pranie, a nie zostawienie ich na środku łazienki".
Współpraca całej rodziny sprawia, że żyje się lepiej
Agata ma troje dzieci, więc w domu jest sporo obowiązków. Każde z dzieci od małego było nauczone sprzątania po swojej zabawie czy odnoszenia naczyń do zlewu. To sprawia, że rodzina działa jak drużyna: "Trójka dzieci w domu i każde przed 10. rokiem życia oznaczało dla mnie spore logistyczne wyzwanie, ale i codzienny rozgardiasz.
Kiedy więc uświadomiłam dzieciom i mężowi, że żebyśmy ogarniali codzienność, musimy współpracować, okazało się, że jest to wykonalne, a my jesteśmy naprawdę zgraną drużyną. Wraz z wiekiem dzieciakom zmieniają się obowiązki, uczą się odpowiedzialności i samodzielności, a nie ukrywam, że mi także jest łatwiej.
Gdy przeczytałam artykuł o tym, że mąż jednej z czytelniczek wpadł na pomysł płacenia dzieciom za pomaganie w domu, zmroziło mnie. A potem przypomniałam sobie swoją teściową, która ma nieco podobne podejście do obowiązków domowych swoich wnuków.
Matka mojego męża we wszystkim najchętniej by wnuki wyręczyła. I ja to trochę rozumiem, w końcu babcie są także od rozpieszczania. Ja nigdy nie wpadłabym na pomysł płacenia
dzieciom za wykonywanie jakichś prac, które na co dzień są ich obowiązkami.
Przecież to są rzeczy, które często zajmują im kilka minut z całego dnia, a uczą je tego, że każdy z domowników musi coś robić, by wszystkim żyło się dobrze.
Ale kiedy teściowa usłyszała, że każdy z maluchów ma jakieś rzeczy do zrobienia w domu, nazwała mnie tyranką, która wysługuje się dziećmi, zamiast samej ruszyć się z kanapy" - żali się w dalszej części listu mama 3 dzieci.
Teściowa uważa, że tyranizuję dzieci
Nasza czytelniczka przyznaje, że czuje się urażona przez teściową, która nie szanuje jej wyborów i sama stara się robić coś, co jest wbrew wychowaniu dzieci przez Agatę: "Problem w tym, że ja nigdy na tej kanapie nie siedzę, bo mimo współpracy i pomocy męża i dzieci, ja i tak mam wiecznie coś do zrobienia w domu czy w pracy.
I nie wyobrażam sobie płacić nagle dzieciom za ich obowiązki, które wcześniej były ich naturalnym odruchem, przyzwyczajeniem. Przez to, że babcia wspomniała o tym, że dzieci muszą się bawić, zamiast harować w domu, starszaki zaczęły się trochę buntować przy sprzątaniu swoich pokojów czy wychodzeniu na spacer z psem.
I nie ukrywam, że mężowi przeleciało przez myśl, by zacząć płacić dzieciom drobne kwoty za te "odhaczone" sprawy. Ale ja kategorycznie się nie zgodziłam, bo wiem, że to uczy dzieci, że za wszystko jest zapłata.
Poza tym zmienia to współpracę rodziny w zmuszanie się, co nie jest już naturalne, choć wcześniej było odruchem. Teściowa uważa, że przesadzam i sama czasem wetknie dzieciom jakieś pieniądze, gdy te pomogą jej z zakupami czy w domowych porządkach, gdy u niej przebywają.
Próbowałam rozmawiać z nią o tym, ale ona uważa, że właśnie jej rolą jest rozpieszczanie, więc może sobie pozwolić na taki gest" - kończy swój list Agata. A czy wasze teściowe szanują wasze zasady wychowawcze? A może wy same skłaniacie się ku temu, żeby np. zbuntowanemu nastolatkowi płacić za sprzątanie pokoju?