Zamknięte osiedlowe place zabaw wzbudzają w otoczeniu mnóstwo emocji. Kiedy nie wszystkie dzieci mają do nich dostęp, rodzice mówią o wykluczeniu i sortowaniu mieszkańców okolicznych osiedli. A co powiecie na to, że we Wrocławiu wokół placu jest ogrodzenie, a furtkę otwiera się na kartę, którą posiadają mieszkańcy tylko jednej wspólnoty?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Elitarność placów zabaw potrafi doprowadzić do naprawdę przykrych sytuacji. Niedawno pisaliśmy o tym, że na pewnym osiedlu zawisło ogłoszenie, że jest on przeznaczony tylko dla dzieci z apartamentowca, a te, które pochodzą z pobliskich bloków, mają zakaz wstępu.
Zamknęli plac zabaw tuż przed Dniem Dziecka
Teraz głośno zrobiło się o placu zabaw w jednej z wrocławskich dzielnic, Partynicach. Dzieci z osiedla przy ulicy Kawalerzystów nie mają wstępu na plac zabaw. Obiekt znajduje się na terenie jednego z osiedli deweloperskich i tylko jedna wspólnota mieszkaniowa uzyskała do niego dostęp.
Plac zabaw jest bowiem otoczony wysokim ogrodzeniem, a w furtce zamontowany jest czytnik kart, który otwiera wejście. Wszystko przez to, że na placu bawiły się dzieci z wszystkich okolicznych bloków, a tylko jedna wspólnota uiszczała opłaty związane z utrzymaniem obiektu. Plac zabaw zamknięto dzień przed Dniem Dziecka i tylko wybrani otrzymali do niego dostęp.
Sprawą zainteresowało się radio RMF FM i skierowało zapytanie o zamknięty plac zabaw do zarządcy. Ten tłumaczył się, że deweloper nie może samodzielnie utrzymywać obiektu, ale każda wspólnota, która zechce się dokładać do opłat, otrzyma karty dostępu do zamkniętej furtki. – Dla każdej wspólnoty, która się zgłosi i wyrazi chęć partycypacji w kosztach, zostanie przygotowana odpowiednia liczba kart dostępowych – powiedział reporterowi Piotr Wiak, wiceprezes zarządu firmy deweloperskiej.
Dzieci nie mają prawa korzystać z placu zabaw
Okazuje się jednak, że prawo zabrania płacić wspólnotom za utrzymywanie terenów, które do nich nie należą, więc rodzice dzieci z innych bloków mają związane ręce, a ich dzieci nie mają miejsca do zabawy.
– Jak patrzę na te wszystkie dzieciaki, które krążą wokół tego ogrodzonego placu zabaw, to wcale im się nie dziwię, że one nawet nie chcą wychodzić z domu. Oczywiście pierwszego dnia po zamknięciu placu zabaw jeszcze znalazły sobie jakąś dziurę w płocie i ja pewnie zrobiłbym tak samo. Natomiast, jak widać, deweloper bardzo dba o to, żeby ogrodzenie było szczelne. Teraz już takiej możliwości nie ma – powiedział radiu jeden z rodziców, którego dzieci nie mają dostępu do obiektu.
I dodał: – Błąd przede wszystkim polega moim zdaniem na katastrofalnej komunikacji z deweloperem. Gdybyśmy wprowadzili jasny, przejrzysty sposób udostępniania tego placu zabaw, to ja nie widzę żadnego problemu, żeby poszczególni rodzice płacili za utrzymanie. Natomiast odpowiedzialność za wytłumaczenie tej sytuacji moim dzieciakom ciąży na mnie. A jak mam im wytłumaczyć coś, czego sam nie rozumiem.
Problem okazuje się bardziej złożony, bo deweloper będzie mógł przyznać karty innym wspólnotom dopiero po przeniesieniu własności, a z tym czeka do ukończenia budowy jednego z kolejnych budynków w otoczeniu placu zabaw. Pieniądze za utrzymanie placu jednak od mieszkańców wziął, a kart nie wyrobił. A jak jest u was z placami zabaw na osiedlach? Korzystacie tylko z takich, które należą do zarządcy waszego bloku/osiedla? A może zamiast osiedlowych wybieracie miejskie place zabaw?