Nie jest łatwo być rodzicem nastolatka, ale niełatwo jest też być nastolatkiem i mieć rodziców, z którymi trudno się dogadać. A gdyby tak to wszystko naprawić? Sprawić, by było łatwiej? I czy w ogóle da się to zrobić? Tak! Anna Kosater, psycholożka, podpowiada, czego potrzebują obie strony, by cieszyć się dobrą relacją.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Karolina Stępniewska, mamadu.pl: – Umówiłyśmy się na rozmowę o tym, jak rodzice mogą wspierać nastoletnie dzieci, ale czy to rodzice nastolatków nie potrzebują wsparcia? Budzą się pewnego dnia, a ich słodki urwis zniknął, pojawił się naburmuszony młody człowiek, któremu nic się nie podoba. Odzywa się półsłówkami, z wieczną pretensją. Co tu się zadziało? Jak z tym żyć?
Anna Kosater: – Bardzo fajnie, że zadaje pani to pytanie, bo ja mam taki zwyczaj, że najpierw zawsze spotykam się z rodzicami. Rozmawiamy o tym, jak wygląda dom, co się dzieje u dziecka. Na tych pierwszych konsultacjach bardzo często dzieją się niesamowite rzeczy.
Spotykam ludzi bardzo pogubionych, u których problemy spiętrzyły się do takich rozmiarów, że oni często nie potrafią nawet się skupić, żeby mówić o dziecku. Lwią część spotkania pochłaniają nam historie dotyczące właśnie rodzica, bo on tego wsparcia po prostu nie ma. I jeśli znajdzie taką szczelinę, lukę, że ktoś wreszcie go wysłucha, to wylewa się wszystko: od emocji przez bezradność po pozwolenie sobie na lęk.
Jakie wsparcie jest im potrzebne?
Wielu rodziców uspokaja wiedza. Na przykład rodzic myśli wtedy: "Moje dziecko jest impulsywne, bo w tym wieku dzieje się to i to. Aha, dobra, to ja to wytrzymam". Wiedza sprawia, że mimo że reaguję silnie np. na emocjonalność mojego dziecka, mam zaplecze, do którego mogę się odnieść i pomyśleć: "To nie o nas, nie o naszej relacji, naszej rodzinie. To o rozwoju".
Inna rzecz to to, że żyjemy w takim momencie, kiedy trzeba pokazywać, że u nas jest wszystko dobrze. A opowiadanie, że jest ciężko, nie jest mile widziane w przestrzeni cyfrowej. Jeżeli mam przyjaciółkę czy zaufaną osobę w rodzinie, to się otworzę, ale jeśli chodzi o społeczne wsparcie, ono przeniosło się do internetu, a tam bardziej na miejscu jest pokazywanie swojej rodziny bez problemów – kolorowej, przefiltrowanej.
A trudnością i problemem może być wszystko: to, że moje dziecko nagle woli jeść poza domem, woli swoich rówieśników ode mnie, nie chce ze mną jechać na wakacje, bo to już jest taki etap… I te wszystkie trudności mogą w nas rosnąć, a na zewnątrz tego nie pokazujemy. I zostajemy w tym, a problemy się piętrzą.
Czy część tych problemów nie bierze się z tego, że zapominamy, co czuliśmy i przeżywaliśmy jako nastolatki? I stąd ten brak zrozumienia dla naszych dzieci? Przecież my też w tym wieku woleliśmy znajomych i wakacje bez rodziców...
Tak działa głowa. Zapomina. To nie tak, że to rodzic zapomina. Percepcja czasu jest inna, kiedy jesteśmy młodzi i kiedy jesteśmy dorośli. Każdy z nas w okolicach 35. roku życia orientuje się, jak krótki jest rok, a przypomnijmy sobie, jak mieliśmy 12-13 lat i jak długo trwał rok szkolny! Mózg odsiewa doświadczenia z naszego nastoletniego wieku, kieruje nas na kluczowe wspomnienia. Pamiętamy sytuacje – pamięć autobiograficzna działa świetnie – ale pamięć emocji się wytarła.
Możemy to sobie jakoś przypomnieć?
Sama zapraszam dwoje moich dzieci do otwierania moich skrzynek nastoletnich, w których jest dużo zdjęć, listów, walentynek. Wszystko miałam w zwyczaju kolekcjonować. Sama też zaglądam do pamiętników i patrzę, jak upływał mi dzień za dniem. I myślę wtedy, że nie pamiętam, że miałam tyle doświadczeń, tyle trosk. Takie wracanie do siebie w tamtym momencie to też jest ulga, poczucie zrozumienia swojego dziecka teraz. Dzięki temu, że rozumiem siebie tamtą, teraz zrozumiem swojego nastolatka.
Trudno jest, jeżeli dziecko kształtuje się pod naszym skrzydłem przez kilka-kilkanaście lat, a gdy zaczyna się dojrzewanie mózgu, zaczynają kipieć emocje. Przez tyle lat mieliśmy człowieka, który patrzył w tym samym kierunku co my, który korzystał z naszych porad, był łatwy do modelowania, a teraz powoli orientuje się, że może łapać autonomię. Wtedy czasem czujemy się zawiedzeni, że już nie mamy kompana albo że ten dzieciak teraz ma już swój własny system wartości, inne rzeczy są dla niego ważne.
Dlatego warto wracać do perspektywy nastolatka, bo dzięki temu rozumiemy dziecko, ale też swój kontekst rodzica i możemy patrzeć na to, co tracimy my, jako osoby dorosłe, a co zyskujemy. Robić taki rachunek zysków i strat.
Niełatwo jest nie brać zachowań nastolatka do siebie. Czy to w ogóle możliwe, żeby nie traktować ich osobiście?
Oj, myślę, że gdybym znała odpowiedź, to rozwiązalibyśmy wszystkie problemy rodziców i nastolatków (śmiech). Jeśli nie mam wiedzy, to pierwsze, czym się kieruję, to intuicja, a drugie to to, co mi podpowiadają emocje i doświadczenie – to, jak mnie wychowywano. I albo to było dobre, albo złe, więc wybieram dla siebie jakiś model zachowania, który w moim odczuciu jest prawidłowy.
Intuicja jest fajna i ona nas nie zawodzi. Po dłuższej rozmowie z rodzicami czasem patrzę im głęboko w oczy i mówię: "Ale przecież Pani powiedziała, że wie, co ma zrobić, tylko trochę boi się podjąć te kroki" albo "Słyszę, że Pan ma już cały plan na tę sytuację i słyszę, że dla Pana to jest dobry plan. Czego brakuje, żeby go zrealizować?".
To może obejdzie się bez wiedzy?
Po to jest nam potrzebna wiedza i po to sięgamy po książki, podcasty czy kursy, żeby ktoś nam powiedział: "Tak, to, co wymyśliłeś, jest dobre. Twoja intuicja dobrze ci podpowiada". Ekspertem od nastolatka jest w pierwszej kolejności nastolatek, w drugiej kolejności powinien nim być rodzic. Dlatego jeśli ja chcę poczuć się ekspertem od swojego nastolatka, to fajnie byłoby mieć takiego swojego "szeptucha". Kogoś, kogo można zapytać o swoje wątpliwości i wybrać sobie ścieżkę, która mi odpowiada, która najbardziej mnie wspomoże.
Zaangażowała się pani w nowy projekt moonki – kurs dla rodziców "Oswajamy dojrzewanie. Budujemy relacje". To ma właśnie taki "szeptuch"?
Planując ten kurs, pomyśleliśmy sobie, że rodzicom fajnie pracuje się nad rozwojem kompetencji rodzicielskich z książką czy podcastem, ale brakuje interakcji. I wpadliśmy na pomysł, że jeśli przeprowadzamy rodziców przez wiedzę i ćwiczenia, żeby pozaglądali trochę w siebie, przypomnieli sobie siebie jako nastolatka, to potrzebujemy też trzeciego elementu: możliwości zapytania specjalisty o wszystko, o co chcą zapytać.
Doszliśmy do wniosku, że niektórym rodzicom ciężko jest wygospodarować czas czy pieniądze, żeby co tydzień spotykać się z ekspertem, ale każdy powinien mieć możliwość skonsultowania swoich wątpliwości. I żeby nie był to wujek Google czy forum internetowe, gdzie inni opowiedzą bardziej o sobie niż o tobie i twoim problemie. I stąd ten kurs – żeby uspokoić trochę rodziców, wzbogacić ich wiedzę, pomóc im iść w eksperckim kierunku. Bo można być klawym rodzicem. Fajnym rodzicem.
Jaki jest ten fajny rodzic?
Fajny rodzic to taka sama osoba jak fajny znajomy, który jest w moim świecie, pomaga mi przeżywać emocje takimi, jakie są, bez kwestionowania, dzieli pasje, więcej pyta niż radzi. My, dorośli, nie znosimy, kiedy się nam radzi, dlaczego więc robimy to naszym dzieciom?
Często słyszy się zdanie, że rodzic nie jest od kumplowania się z dzieckiem, tylko ma być jego przewodnikiem i towarzyszem, niezapominającym o stawianiu granic.
A czy każdy z nas nie trzyma granic ze swoimi przyjaciółmi i znajomymi? W każdej relacji pilnujemy granic. Kategoryzowanie, że byciem kumplem dla dziecka oznacza brak granic, jest więzieniem. Wszystko jest tu czarno-białe: albo jesteś rodzicem sztywno ustalającym zasady i granice, albo jesteś kumplem.
Na przyjaciół wybieramy sobie ludzi, z którymi mamy o czym rozmawiać, którzy robią cokolwiek to samo, co my: albo pracują w tym samym miejscu, co my, albo w podobnym zawodzie, albo jeżdżą z nami na deskorolce czy longboardzie, albo są to ludzie, którzy też gotują w Thermomiksie… Rozmawiamy na te tematy, które są nam bliskie. I w tych relacjach się kumplujemy. Kumpelstwo to jest właśnie platforma do rozmowy, a nie zacieranie granic.
Badania mówią, że co drugi polski piętnastolatek ocenia wsparcie ze strony rodziców jako niskie. U jedenastolatków dotyczy to co czwartej dziewczynki i co piątego chłopca. Im dziecko jest starsze, tym mniej – w jego ocenie – tego wsparcia otrzymuje. Dlaczego tak się dzieje?
Świat przyspieszył. Ekrany i komputery zajęły przez okres pandemii główne miejsce w naszym życiu i nasze dzieci się w nich pozamykały. Myślę, że nasze mieszkania powiększyły się o tyle pokoi, ile jest urządzeń elektronicznych w domu. Nastolatek jest na takim etapie, kiedy zaczyna przesuwać granice i potrzebować coraz większej autonomii. Proszę sobie wyobrazić, jak wielką niezależność i jak wiele swobody daje możliwość bycia w tak wielkiej przestrzeni, jaką jest internet.
Tylko tam jest zawsze sam. To trochę tak, jakbyśmy sami polecieli na wycieczkę do Paryża lub Wenecji i zobaczyli wszystko to, co jest piękne, ale nie mielibyśmy komu o tym opowiedzieć. I ten Paryż, i ta Wenecja, to są takie miejsca w przestrzeni internetu, które są fascynujące dla nastolatka, ale nie ma komu o tych przeżyciach opowiedzieć.
Podstawą zdrowia psychicznego jest możliwość wyrażania swoich emocji, rozmowa o nich, bycie z drugim człowiekiem. Nawet jeśli chcemy wspierać nastolatka, to on nie wie, że lwią część swojej autonomii może z rodzicem negocjować, bo rodzic ma w sobie lęk przed tym, co dziecko w tym internecie znalazło, dlaczego to je tak pochłania, dlaczego to miejsce tak wycięło je z relacji. A ono po prostu jest ekscytujące i ciekawe!
Do serca nastolatka przez internet?
Tak. Weź, rodzicu, zainteresuj się tym, jakie teraz są subkultury, czego dzieciaki teraz szukają w świecie internetu, co daje im TikTok, dlaczego lubią grać w streamingu. Wejdź w ten dzisiejszy świat dziecka, żeby mieć dużo większą elastyczność we wchodzeniu z nim w relację. Najpierw zrozum ten świat, przypomnij sobie, ile fajnych rzeczy dawała nam w młodości subkultura, a potem wyjdź do dziecka już trochę wyedukowany. Nie jak taki "boomer", który nic nie wie, tylko jako ktoś o podobnej "zajawce".
Mamy chyba tendencję do bagatelizowania i spłycania współczesnych zainteresowań dzieci, odrzucania ich jako jakichś "bzdur z internetu": jacyś głupi influencerzy, niemądre filmiki.
To na pewno jest raniące. Dziecko nie jest odpowiedzialne za to, w jakich czasach żyje. Ranimy nasze dzieci, unieważniając to. One nie mają żadnego wpływu na to, w jakich czasach się urodziły. To, w jaką subkulturę my wchodziliśmy w młodości, to też był splot przypadków. Nie zaplanowaliśmy tego. I to samo z naszymi dziećmi. Podważanie tego, to podważanie ich jako ludzi. Smutno mi się zrobiło, jak o tym mówię.
Dobrze, to podsumujmy, żeby to naprawić: czego nastolatki potrzebują od swoich rodziców?
Kiedy ze mną rozmawiają, mówią, że potrzebują zaufania. Potrzebują, żeby rodzic pokazywał to zaufanie w dostrzegalny dla nastolatka sposób. "Ufam Ci. Fajnie to zrobiłeś. To, że wróciłeś o umówionej porze, to budzi moje zaufanie. Sprzątnąłeś kuchnię, widzę, że mogę z Tobą już nawet imprezy organizować. Bardzo to jest dla mnie fajne i ważne". Dziecko potrzebuje, żeby mówić mu o rzeczach, które zrobiło i które są dla niego nobilitujące, bo ono nie dostrzega docenienia tak jak my.
Nastolatki potrzebują też tego, żeby odnaleźć siebie w tym świecie. I takim przyzwoleniem na to odnajdywanie się ze strony rodzica jest akceptowanie błędów. Nam, dorosłym, wybacza się błędy, które popełniamy w nowych sytuacjach. Na przykład przesiadając się z auta z manualną skrzynią biegów do automatu, wiele razy pomylimy hamulec ze sprzęgłem. I to nam się wybacza. Nastolatek, jeśli jest w nowej sytuacji, np. towarzyskiej albo z nauczycielem, i popełni błąd, też potrzebuje od rodzica próby zrozumienia tego i pozwalania na błędy, bo to one go kształtują.
Każdy nastolatek potrzebuje też czuć, że ktoś się nim interesuje, a nie mu radzi. Umiejętność ciekawienia się drugim człowiekiem, pytania się go o różne rzeczy, to warsztat, który warto sobie wypracować i uświadomić sobie błędy, które popełniamy. Taki częsty błąd to odpowiadanie: "A ja to…", "To to jeszcze nic, ja..", kiedy ktoś nam coś opowiada.
Czyli ważne są: rozumienie, że popełniamy trochę błędów komunikacyjnych, otwieranie się na nasze dziecko, kiedy ono przede wszystkim potrzebuje być wysłuchane i czuć, że ktoś je rozumie, oraz wycofanie się z rad. Bo jeżeli ekspertem od naszego nastolatka jest on sam, to sam dojdzie do dobrych wniosków. Przecież dostał od nas bazę wiedzy na temat tego, co fajne, dobre, użyteczne, zdrowe. On z tego skorzysta. Nie z rady podanej na talerzu, tylko z tego, do czego doszedł sam poprzez rozmowę z rodzicem.
Anna Kosater – psycholożka, seksuolożka i psychoterapeutka w trakcie certyfikacji. Wykłada na SWPS, szkoli nauczycieli, wspiera w terapii dzieci i dorosłych. Na co dzień widzi świat oczami nastolatków i pomaga rodzicom go zrozumieć. Każdego dostrzega z uwagą i empatią. Jest jednym z ekspertów kursu dla rodziców "Oswajamy dojrzewanie. Budujmy relacje z naszymi dziećmi" organizowanego przez moonka.