Gdy stajemy się dorośli, naturalną koleją rzeczy jest tak zwane przecięcie pępowiny i wyfrunięcie z gniazda. Od tego momentu dziecko już nie jest dzieckiem, ale dorosłym, autonomicznym człowiekiem. A jego związek z rodzicami powinien stopniowo ulegać rozluźnieniu. Rodzice powinni szanować to, że najważniejsza dla niego teraz powinna być jego własna rodzina.
Czasem jednak rodzice nie chcą wypuścić swojego pisklęcia z gniazda. Trzymają go kurczowo, co przejawia się w ciągłej kontroli oraz ingerowaniu w jego życie. Bywa, że wywołują różne konflikty i są źródłem ciągłego stresu. O tym, jak wygląda życie z nieustanną walką z mamą, opowiedziała nam nasza czytelniczka:
"Zawsze miałyśmy trudne relacje. Mama była nie tylko wymagająca, ale musiała wiedzieć o mnie dosłownie wszystko. Gdzie idę, po co idę, z kim idę, kiedy wrócę. Jak już udało mi się pójść, to potrafiła kilka razy zadzwonić, żeby mnie zlokalizować i umieścić na swojej wewnętrznej czasoprzestrzennej mapie. Ale to nie koniec.
Moja mama to w ogóle specyficzny typ. Musi zawsze wszystko więcej, lepiej, głośniej, bardziej. Jeśli po powrocie ze szkoły rzuciłam, że miałam dobry dzień, ona od razu opowiadała o swoim – o wiele lepszym. Jeżeli bolała mnie głowa – ona była już na kilku tabletkach. A gdy nie udała mi się randka, od razu zaczęła opowiadać o tym, jaką fatalną sama kiedyś przeżyła. I tak na każdym kroku.
Bywało, że chociaż ją kochałam, miałam jej serdecznie dość. Myślałam, że nasze relacje poprawią się, kiedy wyprowadzę się z domu. Że siłą rzeczy oddalimy się nieco od siebie i że po prostu odsapnę, nie musząc ciągle czuć na karku jej oddechu. Jak bardzo się myliłam! Do tej pory potrafi zadzwonić do mnie po 22:00 z pytaniem, czy już śpię!
Dziś mam już 35 lat, jestem mężatką i mam dwoje dzieci: ośmioletniego syna i czteroletnią córkę. Ostatnie święta chcieliśmy spędzić razem, przeżyć je inaczej niż do tej pory, bez naszych rodziców i całej rodzinki. Postanowiliśmy wyjechać za miasto. Myślę, że postronnym osobom trudno byłoby uwierzyć, ile się nasłuchałam w związku z tym od mojej mamy.
Jej słowa: 'Sprawiasz mi taki ból, to taki zawód. Odcinasz mnie od moich wnuków, jak możesz postępować tak egoistycznie! Nigdy ci tego nie wybaczę!'. Najgorsze jednak było to, że zadzwoniła do mojego syna i zaczęła go namawiać, by przekonał mnie do pozostania w domu. Musiała być bardzo przekonująca, bo rzeczywiście zaczął mnie prosić, byśmy nie wyjeżdżali, bo 'babci będzie smutno'.
Tego było już za wiele. Mama postawiła mnie w wyjątkowo niekomfortowej sytuacji, zresztą nie pierwszy raz w życiu. Musiałam nieźle się natrudzić, żeby wytłumaczyć jakoś dzieciom, że nie ma nic złego w naszym świątecznym wyjeździe. Strasznie frustrujące dla mnie jest to, że poczucie winy, które kiedyś mama starała się zaszczepić we mnie (na szczęście jej się nie udało!), teraz próbuje wywołać w moich dzieciach.
Odbyłyśmy poważną rozmowę. Obie płakałyśmy... Ale postawiłam jasno granicę, powiedziałam, że nie życzę sobie, by tak ingerowała w moje życie. Niestety, nie sądzę, by to przyniosło jakieś rezultaty na dłuższą metę. Być może przez pewien czas mama będzie się powstrzymywać, ale podejrzewam, że już niedługo znowu zacznie wydzwaniać do mnie z pytaniami w stylu: 'Jak minął ci dzień', 'Jakie masz plany na weekend?', 'A może przyjdziecie w niedzielę na obiad?'.
Ktoś mógłby zauważyć, że nie ma nic złego w takich telefonach, a wręcz przeciwnie, że świadczą o miłości i oddaniu mojej mamy. Ale ja wiem, że to tylko pozory. Tak naprawdę ona cały czas chce mieć nade mną kontrolę i władzę. I muszę mieć się na baczności, by z jednej strony nie dać sobą zawładnąć, a z drugiej podtrzymywać jednak rodzinne relacje".