"U nas puste miejsce przy stole ma konkretne znaczenie". To już 5 święta bez wnuka
List czytelniczki
22 grudnia 2022, 11:11·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 22 grudnia 2022, 11:11
Święta. Rodzinny czas. Zasiadając do Wigilijnego stołu, tradycyjnie zostawiamy puste nakrycie dla zbłąkanego wędrowca. W wielu domach jednak stawia się je z myślą o konkretnej osobie. Maria stawia ten talerz dla Patryka. Swojego wnuka. To piąte święta bez niego. Chłopca nie widziała od trzech lat. Spędza Boże Narodzenie z matką i Wielkanoc, i wakacje, i każdy inny dzień.
Reklama.
Reklama.
Oni się rozstali, a mi pękło serce
"Syn poznał synową na wakacjach. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Wszystko poszło bardzo szybko. Za szybko. Ale nie chciał nikogo słuchać. Sprzedał mieszkanie, rzucił pracę i wyjechał na drugi koniec Polski. Ona szybko zaszła w ciążę, zorganizowali ślub. Wyjechali do Niemiec. Tam urodził się Patryk. To było 7 lat temu" - zaczyna swoją opowieść Maria.
Kobieta nie kryje, że między młodymi rodzicami od początku nie układało się dobrze. Pierwsze kłótnie miały miejsce jeszcze przed ślubem. Syn dzwonił, płakał, że ona jest chorobliwie zazdrosna. Nie wiedział, jak z nią rozmawiać, ona byłą w ciąży, on nie chciał jej denerwować, a ona groziła mu, że zabierze dziecko. Że nigdy nie pozna syna" - czytamy.
Maria sądziła, że sytuacja nieco się uspokoi, kiedy dziecko się urodzi. Jednak z domu syna wciąż docierały do niej niepokojące sygnały. Pewnego dnia syn stanął z walizką na progu rodzinnego domu. Odszedł od żony, wrócił do Polski. Syn został z matką. "Powiedział, że będzie walczył, że nie zostawi Patryka, ale od początku miałam złe przeczucia" - przyznaje Maria.
Ona jest nieobliczalna
"Nawet nie chcę pisać, co wymyślała synowa w czasie rozwodu. Opowiadała straszne rzeczy, sąd dał jej wiarę, bo kobieta, bo delikatna... Niby syn może widywać się z moim wnuczkiem, ale tylko w domu synowej, ona nie wyraża zgody nawet na ich wyjście na spacer. Twierdzi, że boi się porwania rodzicielskiego. Patryk nie był u nas od dawna. Kilka razy tam byliśmy, ale powiedziała wprost, że nie jesteśmy mile widziani" - wspomina kobieta.
"To piąte Boże Narodzenie bez mojego jedynego wnuczka, nie widziałam go ponad trzy lata. Pewnie już nie zobaczę, bo jestem coraz starsza, mąż zmarł latem. Synowa nie pozwoliła Patrykowi pożegnać dziadka. Serce mi pęka, stawiam ten talerz i myślę o tym małym chłopczyku, który mnie nie zna. Ma już prawie siedem lat, za dwa nie będzie mnie pamiętał" - dodaje ze smutkiem.
Dla wielu ten talerz to więcej niż symbol
Talerz dla wędrowca to symbol. Stawiamy go, aby ugościć kogoś, kto nie ma z kim spędzić wyjątkowego wigilijnego wieczoru. Ale dla wielu rodzin ten talerz jest jak wyrzut sumienia. Tam siedzi ból, smutek, osamotnienie. Tam siedzi cierpienie, tęsknota za kimś bliskim. Za tymi, którzy odeszli w ostatnim roku.
Tęsknota za tymi wnukami, których nie można przytulić. Za dziećmi, które mieszkają daleko. Za obrażoną od 20 lat siostrą, z którą już nikt nie pamięta "o co poszło". To tęsknota za tymi, których zabrał czas, choroba, konflikty. Ten talerz sprawia, że zalewamy się łzami. To puste krzesło przy stole przypomina nam o porażkach, o tym, o czym pamiętać nie chcemy.
Na święta składamy sobie radości, krzyczymy na odchodne ze sklepu: "Wesołych Świąt!". Zaklinamy rzeczywistość. A przecież nie dla wszystkich to są radosne dni. Dla wielu to czas, kiedy nie wypada zająć głowy sprzątaniem i praniem. Kiedy siadamy przy stole, a to puste miejsce wyrywa dziurę w naszych sercach, bo pojednanie, którego pragniemy z bliskimi, nigdy nie jest tak daleko od nas, jak w te grudniowe dni.