Kamila lubi swoją pracę, trzeci rok opiekuje się tą samą grupą w przedszkolu. Pięciolatki kochają przedszkolną "ciocię", a rodzice niejednokrotnie dziękowali jej za zaangażowanie. W tym roku kobieta spodziewa się jednak niemałych problemów. Wszystko przez wyprawki, a raczej ich brak.
Reklama.
Reklama.
Wyprawka nigdy nie była przymusem
"Od początku mojej kariery zawodowej dyrekcja cały czas uczulała nas, że wyprawka przedszkolaka nie jest obowiązkowa, ale mówimy o tym tylko, jeśli jakiś rodzic zapyta. Same mamy się nie wychylać, bo nie będziemy miały na czym pracować" - zaczyna swoją opowieść Kamila.
Dotąd rodzice w większości przynosili wyprawkę. Jak zaznacza autorka listu, niektórzy rezygnowali z niej ze względów finansowych, inni czekali, czego zabraknie. "Mam taką mamę w grupie, która pracuje w hurtowni papierniczej, więc przynosiła kupiony po kosztach papier xero, nikt nie chciał od niej kredek, bo to by było bez sensu. Ktoś mógł kupić taniej mydło w płynie, więc przynosił kilka zbiorczych opakowań i już. Wystarczało nam tego na cały rok" - wyjaśnia.
W tym roku wielki bojkot
"W tym roku od początku sierpnia w całym przedszkolu rodzice zrobili szum, że skoro wyprawka nie jest obowiązkowa, to dlaczego placówka wysłała mail z tym, co mają kupić dla dziecka? Wysyłano go co roku. Nie wiem, co się nagle stało. Dzieci zjawiły się w komplecie w poniedziałek. Z mojej grupy wprawki nie przyniósł nikt".
"Niektórzy szeptem mówili, że co prawda kupili, ale skoro inni nie przynoszą, to oni nie chcą się wyłamywać. Efekt - puste półki. Mamy trochę materiałów plastycznych z zeszłego roku, ale myślę, że do listopada się skończą. Gmina odmawia dodatkowego finansowania, przedszkole nie ma na to funduszu. Z bólem serca dyrektor kazał kupić środki higieniczne, ale na bibułę już nie wystarczy" - wyjaśnia kobieta.
Ustalmy na sztywno granice
"Nie dziwię się rodzicom, że nie kupili papieru toaletowego czy mokrych chusteczek, ale materiały plastyczne w mojej ocenie powinni. Może to nie jest najbardziej popularny pogląd i pewnie mi się za to oberwie, ale do szkoły też trzeba kupić dziecku kredki, zeszyty... Nie rozumiem, czemu rodzice przyjmują roszczeniową postawę, że wszystko powinno być za darmo" - pisze Kamila.
"Wiem, wiem, w szkole są darmowe książki i 300+ na wyprawkę. Jednak państwo powinni pamiętać, że publiczne przedszkola naprawdę nie mają środków. W moim odczuciu w przedszkolu powinno być tak jak w szkole. Łazienka z papierem toaletowym nie powinna być żadnym luksusem, powinny też być jednorazowe ręczniki, itd. To powinna zapewniać placówka".
Kobieta zaznacza, że taka informacja powinna popłynąć do rodziców z ministerialnych stron. Jak pisze, przez lata nikt nie robił problemu z kupowaniem, a teraz, kiedy wszyscy się zbuntowali, rząd delikatnie odsuwa od siebie problem, mówiąc, że wyprawka jest nielegalna i wszystko powinno zapewnić przedszkole.
"Tyle że tym placówkom nie dołożono grosza do budżetów. W efekcie na czymś trzeba będzie zaoszczędzić. W kółko będziemy robić to samo, bez fantazji, bez polotu, bo do dyspozycji będą tylko kredki i papier. Koniec z wielofakturowymi pracami, zabawami sensorycznymi. Fatalnie to wygląda" - przyznaje Kamila.
Wszystko odbije się na dzieciach
Nauczycielka z rozrzewnieniem wspomina, jak w ubiegłym roku na jej prośbę wszystkie dzieci przyszły w ubraniach "których nie szkoda", rozłożyły z koleżanką folię na całej podłodzie i dzieci bawiły się, malując stopami i dłońmi farbami. "Były nawet odciski twarzy na tej pracy. Tyle radości, śmiechu, szczęście na tych małych buziach. Tak samo jak wtedy, gdy robiliśmy kąpiele w ryżu albo ścieżki sensoryczne" - wspomina.
"Przecież to nie chodzi o nas, tylko o te dzieci. My, nauczycielki z przedszkoli, chcemy, żeby dzieciaki uczyły się przez zabawę, żeby dostawały wszystkie potrzebne im do prawidłowego rozwoju bodźce. Dzięki tym zajęciom w sali wielu rodziców może nie płacić za terapię integracji sensorycznej, bo my to załatwiamy w codziennej zabawie. Choć chyba powinnam mówić w czasie przeszłym, z czym trudno mi się pogodzić" - podsumowuje Kamila.
Zdaniem autorki listu rodzice powinni zasypywać Ministerstwo Edukacji i władze samorządowe wiadomościami, w których domagaliby się jasnych regulacji i dodatkowych pieniędzy dla przedszkoli. Wyprawki jednak, zwłaszcza te plastyczne, powinni przynosić, choć w minimalnym stopniu. Bo ich bunt uderza w ich własne dzieci.
"Można wytrzeć tyłek szarym papierem toaletowym, ale tęczy czarną kredą nie narysujesz" - kończy poruszający apel.