Urlop to ciekawe doświadczenie. Człowiek na nowo poznaje ludzi i świat, w którym żyje. Tyle że nie zawsze odkrywa fajne rzeczy. Zdziczeliśmy po pandemii, a może zawsze byliśmy takimi sknerami? Dlaczego rodzice wolą wydawać pieniądze nawet na beznadziejne i niepotrzebne zabawki, niż na toaletę?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W tym roku spędzałam urlop z rodziną w niewielkiej miejscowości turystycznej, jednak myślę, że wszystkie nadbałtyckie mieściny niewiele różnią się od siebie. Tłumy ludzi krążące między namiotami, kramikami i chińskimi gadżetami, a na każdym kroku można kupić gofry, lody i inne kuszące smakołyki. Obłęd! Zbankrutować nietrudno, choć maluchów z histerią, którym ktoś czegoś odmówił, w ciągu kilkunastu dni naliczyłam zaledwie kilku.
Za to każdego dnia widziałam setki dzieci obkupione ubraniami i zabawkami. Niejednokrotnie słyszałam namawiania rodziców: "Wybierz sobie coś", "Patrz, jakie to super". Śmieszne czapki czy podróby licencjonowanych zabawek, które albo się popsują, albo szybko wylądują w kącie (obym się myliła), ale co tam. Do tego automaty, dmuchańce, maszyny z kulkami, w których kryją się różne skarby, wesołe miasteczka… Nigdzie nie brakuje chętnych. Wakacje są raz do roku, a rodzice są w stanie naprawdę wiele zrobić, by uprzyjemnić dziecku urlop.
Co ciekawe, ci sami rodzice, co bez mrugnięcia okiem każdego dnia wydają 10 złotych na świderka lub 25 zł na bombowego gofra, a to tego przeznaczają dziesiątki, jak nie setki, złotych na zabawki, żałują 4 zł na toaletę...
Za drogo?
Osobiście uważam, że zamknięcie wydm, by chronić środowisko to świetna sprawa. Ale turysta nie został pozostawiony sam sobie, przy każdym wejściu na plażę można znaleźć toi-toia lub płatną miejską toaletę. I o ile darmowe niebieskie budki często bywają w opłakanym stanie, to już płatne toalety zazwyczaj są czyste i zadbane. Ktoś pilnuje i sprząta na bieżąco, więc dlaczego za to nie zapłacić? Okazuje się, że to wielki problem i niechciany wydatek.
Zakładając, że każdy członek rodziny musi skorzystać z WC przynajmniej dwa razy w ciągu dnia spędzonego na plaży, to dla czteroosobowej rodziny podczas dwóch tygodni należałoby zaplanować wydatek rzędu 448 zł. Dużo? Zdaniem niektórych zdecydowanie za dużo, więc co robią rodzice? Wydają kasę na lody, automaty i inne pierdoły, ale na toaletę już nie. Dziecko wysadzają na plaży, wydmach lub w pobliskim lesie (o ile taki jest dostępny).
Zbyt pochopnie wrzucam do jednego worka? Nie wydaje mi się. Małe miejscowości mają to do siebie, że mimo "tłumu" poruszasz się wśród tych samych ludzi i zaczynasz ich rozpoznawać. Wiesz, co można kupić i widzisz, co jest wakacyjnym zakupem. Widzisz te dzieci z łakociami, kulkami z automatów, pluszakami, plastikowymi zabawkami, czapkami Huggy Wuggy. Jednocześnie każdy, z kim rozmawiam, kto był nad polskim morzem, ma przynajmniej jedną historię o dziecku siusiającym lub robiącym kupę na plaży, na wydmach, czy też w morzu. Ja doświadczyłam ich 5 (!) - od sugestii mamy: "Idź zrób siusiu do morza", po sikanie na odległość na kamienie na środku plaży! Niesmacznych historii o pływających w morzu kupach czy gołych pupach wysadzanych między parawanami nie brakuje również w sieci.
Plaża to nie szalet
Las, wydmy, morze i plaża to przecież nie jest publiczna darmowa toaleta! Skoro w wakacyjnym budżecie przewidziane są pieniądze na przyjemności i słodycze, to dlaczego niektórzy nie planują również wydatków na podstawowe sprawy? To nie jest nagła i nieprzewidziana sprawa. Każdy z nas musi jeść, musi pić i musi korzystać z toalety. Mimo iż ceny za korzystanie z WC są różne, to naprawdę da się to policzyć i zaplanować. A taki wydatek wcale nie oznacza, że dziecko będzie miało gorsze wakacje. Korzystanie nawet z płatnej z toalety jest normą, załatwianie swoich potrzeb na plaży już nie, warto tego nauczyć nasze dzieci.