Przez cały rok wtłaczamy naszym pociechom do głów, że zasady są ważne, jednak gdy tylko zaczyna się urlop, nie tylko zapominamy o zdrowym rozsądku, ale i sami notorycznie łamiemy przepisy, co więcej nakłaniając do tego nasze pociechy. Z pozoru niewinne sytuacje uczą nasze dzieci tylko jednego: "zasady są po to, by je łamać".
W ramach walki z nudą w samochodzie, zarówno podczas krótszych, jak i dłuższych podróży, trenujemy rozpoznawanie znaków drogowych. Starsza córka bacznie obserwuje znaki i kontrolnie zerka, czy kierowca, z którym jedzie autem, przestrzega przepisów. Jednak na trasie nie brakuje sytuacji, gdy jadąc maksymalną prędkością ktoś nas i tak mija, i to bardzo szybko. I pojawia się pytanie: "Dlaczego?".
Szczerze? Nie mam pojęcia. To, że za przekroczenie prędkości grozi mandat, wie każdy, nawet dziecko. To, że jest to niebezpiecznie niby też, ale mimo to niektórzy nadal mają ciężką nogę, nawet wioząc swoje pociechy na wakacje.
Gdy byłam mała, nie przypominam sobie, czy obowiązywał zakaz wchodzenia na wydmy. Większą obawą rodziców było chyba to, że dziecko może spaść, niż to, że może zniszczyć przyrodę. Teraz żółte tabliczki usłane są gęsto i mówią o tym, że na wydmy wchodzić nie wolno. Dla wielu osób jednak to absurd. Przecież to idealne miejsce na darmową toaletę, ukrycie się przed wiatrem czy dyskretne miejsce dla zakochanych par.
Tak więc pielgrzymki na wydmy nadal się odbywają. Nawet ostatnio byłam świadkiem, gdy mama podtrzymywała chłopca za pupę i plecy, by "spokojnie" mógł się na wydmie wysiusiać tuż obok takiej żółtej tabliczki (no bo po co płacić 4 zł za toaletę?). Tymczasem turyści, wydeptując roślinność wydmową, osłabiają brzeg morski, czyniąc go podatnym na wiatr, erozję i działanie wody.
Żółta tabliczka ma swoje przełożenie w prawie. Art. 81 Kodeksu Wykroczeń mówi: "Kto niszczy lub uszkadza urządzenia służące do ochrony brzegów wód morskich lub śródlądowych, a w szczególności wszelkie umocnienia lub roślinność ochronną, podlega karze grzywny do 1 000 złotych albo karze nagany."
Ciężko mi zrozumieć, dlaczego coś, co ma służyć ochronie zdrowia i życia, jest traktowane w tak olewczy sposób. Najprostszy wakacyjny przykład to czerwona flaga. Niestety przez większość mojego urlopu wiał silny wiatr, a morze było mocno wzburzone. Mimo oznaczeń ratowników ciągle ktoś wchodził do wody, niekiedy ciągnąc ze sobą dzieci. Nie brakowało także ignorantów, którzy napominani przez ratowników, po prostu udawali się na kąpieliska niestrzeżone. Niczym obrażone dzieci, którym ktoś psuje najlepszą zabawę.
Tymczasem czerwona flaga oznacza bezwzględny zakaz kąpieli. Woda jest zbyt zimna (ma temperaturę poniżej 14 st. C), ograniczona jest widoczność lub prędkość wiatru przekracza piąty stopień w skali Beauforta. Za niestosowanie się do zaleceń ratowników grozi mandat o wysokości nawet 500 zł, jednak może warto postawić po prostu na bezpieczeństwo?
Picie alkoholu na plaży to już totalna plaga. Rodzice (i nie tylko) traktują piwo jako napój orzeźwiający w upalny dzień. Pomijając fakt, że zbyt dużo promili we krwi może uśpić czujność (znaczna część zagubionych dzieci to te pod opieką nietrzeźwych rodziców), czy też doprowadzić do tragedii w wodzie (ok. 70 proc. zanotowanych przypadków utonięć jest spowodowanych nadużyciem alkoholu), to mało kto z pijących zastanawia się nad tym, że bezczelnie łamie przepisy.
Bo czy na plaży można pić alkohol? W marcu 2018 roku została znowelizowana ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Po zmianie przepisów możemy pić napoje alkoholowe tylko i wyłącznie w miejscach do tego wyznaczonych. Jeśli zdecydujemy się na picie alkoholu na plaży, możemy zostać ukarani mandatem w wysokości 100 złotych. Zakaz nie obowiązuje wyznaczonych stref alkoholowych w miejscach publicznych także nad wodą, nad czym ratownicy mocno ubolewają.
Pety na plaży to coś, co mnie oburza chyba najbardziej podczas plażowania. Dziecko swobodnie nie może się bawić, by nie trafić na śmieci. Ale czy palacze oddają się swojej używce legalnie? Otóż w 2010 roku w życie weszła tzw. ustawa antynikotynowa. Zgodnie z tymi przepisami zabrania się palenia papierosów m.in. w pomieszczeniach publicznych obiektach kultury i wypoczynku, na dworcach kolejowych, autobusowych i lotniczych. Z przepisów tych wynika, że na plaży można palić, o ile nie widnieje zakaz. Kwestię tę w Polsce reguluje bowiem prawo lokalne. Na większości strzeżonych terenów obowiązuje zakaz palenia, ale mało kto się tym przejmuje. Za nieprzestrzeganie tego przepisu grozi mandat w wysokości od 50 do 500 zł.
Jeśli nie podpowiada ci tego ani kultura osobista, ani zdrowy rozsądek, ani też dbanie o świat, w którym będą żyły twoje dzieci i wnuki, to może cię przekona fakt, że łamiesz przepisy, bo na plaży śmiecić nie wolno. Planowana nowelizacja przepisów zakłada, że grzywna za zaśmiecanie plaż, lasów, terenów przy jeziorach, szlaków górskich wzrośnie z 500 do 5 tys. zł. Na niektórych plażach obowiązuje także zakaz wprowadzania zwierząt. Trzeba także pamiętać, że głośne słuchanie muzyki może zostać uznane za zakłócanie spokoju.
To tylko kilka przykładów, jednak warto je sobie wziąć do serca. I zastanowić się, czy ja zawsze jestem w porządku? Jakim jestem przykładem dla dziecka? Jako rodzice pamiętajmy, że możemy mówić godzinami, ale nasze pociechy bacznie nas obserwują. Nauczymy je więc, że zasady są po to, by ich zawsze przestrzegać, dla bezpieczeństwa i dobra naszego i innych ludzi.
Czytaj także: https://mamadu.pl/163858,dzieci-na-plazy-to-dramat-rosnie-pokolenie-ktore-skonczy-na-dnie