Czasem witki opadają, po prostu. Jest para, są razem już jakiś czas, rok, dwa, może piętnaście. Ciągle są dw dwoje, może mają psa, albo trzy koty. Często wjeżdżają, zwiedzają świat, a dzieci ani widu, ani słychu. "Wygodni" - myślą jedni. "Chorzy" - dodają inni.
Póki te rozważania toczą się w waszych głowach - jest ok. Gorzej jeśli swoją ciekawość, ba, nawet wścibskość werbalizujecie. Najczęściej ofiarami tych domysłów i niewygodnych pytań są kobiety. Bo mężczyzny nikt nie pyta, to ona musi się mierzyć z pytaniami "czy wreszcie" za każdym razem, kiedy zje trochę większy obiad i brzuszek lekko wystaje.
W sieci krąży historia, którą wysłała mi przyjaciółka, nie wiem, czy jest prawdziwa, ale cudownie oddaje to, z czym się mierzą bezdzietne pary. Jednocześnie owa pasta internetowa niesie gotowe rozwiązanie, jak zamknąć usta wszystkim ciekawskim.
Autorka posta żali się, że jako bezdzietna żona przez wiele lat słyszała od bliskich pytania o, to kiedy z mężem zdecydują się na dziecko. Nierzadko okraszone niewybrednym komentarzem, że jej mąż świetnie radzi sobie z dziećmi i ona powinna dać mu własne.
Kobieta szczerze przyznaje, że na imprezach rodzinnych, czasem obracała sytuację w żart, a innym razem przyznawała, że nie może zajść w ciążę. Jednak szybko doszła do wniosku, że jej odpowiedzi nie mają żadnego znaczenia, bo dla pytającego kluczowe jest "dowalić jej".
W końcu nie wytrzymała i powiedziała mężowi, że na kolejne przyjęcie rodzinne już nie zamierza iść, bo nie zniesie tych pytań. Mąż obiecał, że w razie czego przyjdzie jej z pomocą. Oczywiście w czasie spotkania, znów ktoś zagadnął kobietę o dziecko. "Mój mąż odpowiedział krótko: nie staje mi" - czytamy na screenie. To jedno zdanie zamknęło wszystkim usta.
Moja znajoma ma dwoje dzieci, chłopcy urodzili się w jednym roku. Wiele lat po ślubie. To były bardzo wyczekiwane dzieci. Rodzice przeszli trudną pełną cierpienia i niepowodzeń drogę, aby doczekać się potomstwa. Ta młoda dziewczyna nie raz słyszała pytania o, to kiedy w końcu zostanie mamą, ile można być takim wygodnickim...
A kiedy cierpiała po poronieniu, sąsiadka rzuciła od niechcenia "co, znowu poroniłaś?". Zupełnie, jakby mówiła o deszczu, który właśnie leje. Czasem lepiej zamilknąć, nie pytać, nie wnikać, nie oczekiwać wyjaśnień. Czyjeś życie to nie twoja sprawa. Nie wolno ci w nie włazić z buciorami.
Ta luźna pogawędka o dzieciach, których młodzi na pewno nie chcą mieć, bo są wygodni, dla kogoś może być najbardziej bolesnym z doświadczeń. Jakiś czas temu rozmawiałam Agnieszką Hyży, która krótko przed naszym spotkaniem urodziła syna. Mówiła wtedy słowa, które do dziś wybrzmiewają w mojej głowie.
"Przez ostatnie lata musiałam niezliczoną ilość odpowiadać na pytanie, czemu nie mamy dzieci, czy chcemy mieć dzieci itd. Pytali znajomi, nieznajomi, dziennikarze. To nie są łatwe pytania. To jest straszny nietakt, który u pary, która stara się bez powodzenia, wywołuje lawinę smutku. A przecież dziś coraz częściej pary zmagają się z trudnościami w donoszeniu ciąży czy z niepłodnością".