Gotowi na świąteczny maraton wścibskich pytań? Zaczyna się od: "Kiedy ślub, dziecko?" i się rozkręca
List do redakcji
15 listopada 2021, 11:58·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 15 listopada 2021, 11:58
Kiedy wszyscy zaczynają planować rodzinne święta, wybierać w domu miejsce na choinkę i szukać prezentów, ja jestem coraz bardziej zestresowana. A to dlatego, że poza zapachem pierników, toną jedzenia i kolędowaniem czekają mnie niewygodne pytania wujków, cioć i babć o to, kiedy ślub i dziecko. A ja nawet nie mam faceta!
Reklama.
Kiedy ślub? Czyli twój życiowy priorytet
Zawsze zaczyna się tak samo – od pytania, czy mam chłopaka. I wydawałoby się, że przecząca odpowiedź powinna załatwić sprawę. Ale nie w mojej rodzinie, bo to dopiero wstęp do panelu dyskusyjnego na temat mojego wieku, rozważań nad tym, kto jeszcze się nie ustatkował i przekonywania, że chyba czas najwyższy zacząć myśleć o życiu "na poważnie".
Życzę ci faceta
Dwa lata temu rozstałam się z chłopakiem, którego moja rodzina wprost uwielbiała. Od tamtej pory nie było świąt, wesela ani imienin cioci bez przytyków na ten temat. Przy każdej okazji pytają wprost i bez ogródek, dlaczego znowu przyszłam sama, czy nie mogę sobie znaleźć nawet kolegi na wesele kuzyna. Jestem pewna, że gdybym na te wesela zaczęła chodzić co rusz z innym kolegą, też byłby problem – że nie mogę się zdecydować i skaczę z kwiatka na kwiatek. Czyli – nie myślę o życiu "na poważnie".
Ja, moje rodzeństwo i kuzyni jesteśmy w podobnym wieku i faktycznie każdy z nich jest już po ślubie. W zeszłe święta moja ciotka siedziała dumna jak paw, bo przy opłatku jej syn ogłosił rodzinie rychłe wesele. Spojrzała na mnie i nie powstrzymała się przed kolejną tego dnia uwagą, że mogłabym wziąć z niego przykład. Jakby nie widziała, że jej przyszła synowa jest w zaawansowanej ciąży i nie do końca wiadomo kto to jest, bo poprzednie święta spędzaliśmy z… inną wybranką jej syna.
Zegar biologiczny tyka
Ale niech każdy układa sobie życie, jak chce! O ile ja nie komentuje wyborów innych ludzi i sama wolałabym trochę lepiej poznać człowieka, z którym zwiążę się na całe życie, to sama na każdym kroku słyszę przytyki. Niedawno przypadkiem podsłuchałam, jak dwie moje ciotki plotkowały w kuchni, że pewnie nie mogę sobie nikogo znaleźć, bo za dużo siedzę w pracy, z przyjaciółmi, za dużo podróżuje, po prostu myślę o głupotach.
Jednak skłamałabym, gdybym powiedziała, że zupełnie nie ruszają mnie te wyliczanki matematyczne odnośnie do mojego wieku. "Masz już 30 lat" mówią z powagą i traktują to jako argument koronny. To wywiera na mnie presję i mimo że jestem zadowolona z mojego życia, to po takich spotkaniach zawsze wracam rozdrażniona.
Trochę empatii
Świeżo po rozstaniu ciągle wypytywali mnie o mojego byłego faceta. Dobrze wiedzieli, że to już koniec, a jednak co chwilę padały pytania o to gdzie on jest, a że może jeszcze się zejdziemy, a czy kogoś sobie znalazł, a dlaczego się rozeszliśmy. Widzieli, że to świeży i drażliwy temat, a jednak nie mogli się powstrzymać. Nigdy nie pytają mnie o pracę, o moje zainteresowania, jak mi się mieszka w nowym mieszkaniu. Zawsze tylko – gdzie jest facet, kiedy będzie facet, powinnaś mieć już dziecko.
A ja naprawdę chciałabym się już ustatkować, wziąć ślub i założyć rodzinę – ale nie spotkałam jeszcze odpowiedniej osoby. Przy jednej z takich okazji rozmawiałam z kuzynką, która wzięła ślub w wieku 18 lat z "kolegą" z klasy. Po prostu zaszła z nim w ciążę. I powiedziała mi, że gdyby mogła cofnąć czas, to mimo że ma wspaniałą córkę, inaczej ułożyłaby sobie życie.
Dlatego tym bardziej denerwuje mnie ta rodzinna obsesja i zadawanie pytań o męża i dziecko. Pytań na które chciałabym mieć odpowiedź – ale jeszcze jej nie mam. I do świąt na pewno nie będę miała.