Zawsze się dziwię, że długie włosy u moich synów wywołują tyle emocji. Czasami ludzie wprost mówią do mnie, żebym zabrała chłopców do fryzjera, bo tak nie można. Ostatnio jednak wścibskość ludzi zdenerwowała mnie jeszcze bardziej. I sytuacja nie mogła być bardziej typowa - starszej pani w autobusie nie spodobał się wygląd kilkulatków.
Reklama.
Reklama.
Jechaliśmy autobusem na wycieczkę na plac zabaw. Usiedliśmy na siedzeniach zwróconych do siebie na końcu pojazdu. Nasza trójka i pani w okolicach 60-tki. Przyglądała się bacznie moim synom, a w końcu zapytała jednego z nich: "Jesteś chłopcem czy dziewczynką?". Syn nie odpowiedział, ale kobiecie to nie przeszkadzało. "Musisz być dziewczynką, bo masz długie włosy i pomalowane paznokcie" i klasyczne już hasło: "Za moich czasów chłopcy nie malowali paznokci".
Nie muszę mówić, że się we mnie zagotowało. Odpowiedziałam jej i moim chłopakom, że każdy ma prawo, malować sobie co chce i układać fryzurę wedle upodobań. Moi synowie mają pomalowane paznokcie, bo lubią kolory, a ja nie widzę nic złego w tym, aby ćwiczyli małą motorykę, trzymając pędzelek w paluszkach i bawili się barwami.
Kobieta nie odzywała się już więcej, ale ja byłam coraz bardziej zła. I dzisiaj kilka dni po tej sytuacji mam dla kobiety z autobusu i innych osób, które uważają, że "moje czasy" to jedyny właściwy wzorzec odnoszenia się do świata, wyliczankę:
A za pani czasów przemoc domowa była dopuszczalna.
A za pani czasów alkoholizm był usprawiedliwioną normą.
A za pani czasów bicie dzieci było nazywane właściwym wychowaniem.
A za pani czasów molestowanie w miejscu pracy było docenianiem urody współpracowniczek.
A za pani czasów depresja była nazywana słabością.
A za pani czasów osoby niehomormatywne były uważane za dziwolągi.
A za pani czasów gwałt na żonie nazywany był obowiązkiem małżeńskim.
A za pani czasów ojciec dziecka pojawiał się tylko przy poczęciu.
A za pani czasów obecność ojca równała się lanie.
A za pani czasów nikt pani nie wytłumaczył, czym jest tolerancja.
A za pani czasów nikt nie mówił pani, że jest pani wystarczająco dobra.
A za pani czasów rodzice i rodzina zniszczyli pani pewność siebie.
A za pani czasów nie wiedziała pani, że może płakać i nie zostanie uznana za histeryczkę.
A za pani czasów podczas porodu nikt nie podał pani znieczulenia i nie powiedział, że będzie fantastyczną mamą.
A za pani czasów żadna koleżanka nie przyszła do pani z kostką lodu, by zdjąć opuchliznę z oka i nie powiedziała: "Chodźmy na policję".
A za pani czasów kobieta z nieślubnym dzieckiem była nazywana "dziwką".
A za pani czasów śmiertelnie chore dzieci były karą do Boga.
A za pani czasów kobieta nie miała głosu.
Bardzo się cieszę, że nowe wychowanie panią drażni i męczy. Być może dotyka w pani tej struny empatii i miłości, na której już dawno pani nie grała. Po cichu liczę, że widząc moje zaangażowanie w bycie mamą, akceptację dla wyglądu i zainteresowań moich synów, wymieniania uścisków i buziaków z nimi, także w miejscu publicznym, wróciła pani do domu i zadzwoniła do swoich dzieci, mówiąc im: "Przepraszam, kocham was".
A może nie? Może musi pani usłyszeć moją wyliczankę, by to zrobić.