„Za moich czasów dzieci się tak nie zachowywały!”. To wina pokolenia bezstresowych rodziców?
Małgorzata Kurnicka
02 września 2015, 19:46·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 02 września 2015, 19:46
Od niemal trzech lat odwiedzam z moim synem okoliczne place zabaw i jestem świadkiem jak dzieci, z różnych powodów tracą panowanie nad sobą. A to nie chcą jeszcze wracać do domu, a to ten ma fajniejszą zabawkę i nie chce się nią podzielić, a to wręcz przeciwnie, zabiera innemu dziecku łopatkę lub samochodzik, a właściciel głośno demonstruje swoją dezaprobatę.
Reklama.
Uśmiecham się trochę widząc te interakcje, chociaż nie jest mi do śmiechu, gdy w taki stan wpada moje dziecko. Czytam różne artykuły o tym, że maluch dopiero uczy się funkcjonować w społeczeństwie. Podchodzę więc z dużym dystansem i lekkim uśmiechem do wybuchu histerii u Zosi, czy napadu złości u Jasia. Dla mnie to kolejne etapy rozwoju, lekcje tracenia panowania nad własnymi emocjami i odzyskiwania ich. I tu pojawiają się głosy starszego pokolenia: „Za moich czasów dzieci tak się nie zachowywały!”
Czy aby na pewno?
Słucham relacji starszych osób na temat dzieci i często spotykam się komentarzami, że nigdy nie pozwoliliby na to, aby maluch rzucił się na środek sklepu i domagał się zakupu wypatrzonej zabawki lub słodyczy. Za ich czasów dziecko było ważne w rodzinie, ale nie stawiano go na piedestale. Dzisiaj zapracowani rodzice próbują wynagrodzić mu brak czasu, kupując różne rzeczy, a ono zaczyna czuć się panem sytuacji. Dziecko staje się centrum zainteresowań rodziny. Nasi rodzice, dziadkowie uważają, że właśnie takie są powody wybuchów i brewerii u małych szkrabów.
Czy kiedyś tak nie było?
Próbuję zgłębić temat i dopytuję się starszych osób, czy dzieci „za ich czasów” nie traciły panowania nad sobą? Podobno nie! Ale słyszę różne historie, może wygładzone trochę przez czas, przesłonięte w pamięci przez kolejne zdarzenia: „burze” z życia nastolatka, problemy dorosłego syna lub córki. A może te historię są indywidualne i nie mają wpływu na ogólny obraz „tamtych czasów”?
Niemniej jednak moja mama opowiada historię jak to mój brat, gdy był jeszcze malutki biegał wokół kiosku i płakał domagając się zakupu lalki. Mama cierpliwie tłumaczyła, że chłopcy nie bawią się lalkami. Po dłuższej chwili wrzasków, spasowała i kupiła mu upatrzoną zabawkę. Albo inna historia zasłyszana w rodzinie. Kuzynka, dziś pani po pięćdziesiątce, więc teraz śmiało można napisać, że pół wieku temu zapragnęła jakiejś zabawki.
Gdy spotkała się z brakiem akceptacji ze strony swojej mamy, zaczęła głośno manifestować swoją niezgodę. Bez skrępowania charakterystycznego dla małych dzieci rzuciła się na ziemię, a jej mama bardzo stanowczo jej odmówiła. Zagroziła, że nie będzie nigdy więcej tolerowała takiego zachowania, a później, już w domu na swój sposób ukarała. Mała nigdy więcej nie posunęła się do podobnych reakcji.
Sama pamiętam jak przez mgłę, że miałam duży dylemat czy założyć niebieską, czy różową sukienkę. Płakałam przy tym głośno nie godząc na założenie ani jednej, ani drugiej. Mocno tym samy nadwyrężyłam cierpliwość mojej mamy, która chciała odprowadzić mnie do przedszkola i sama spieszyła się do pracy. Prawdopodobnie zostałam ubrana na siłę. Koloru sukienki nie pamiętam.
Wspominam i...
Czyli bazując na rodzinnych historiach, mogę stwierdzić, że dzieci miały tendencję do wypróbowywania swoich opiekunów, jednak ci drudzy z różnych względów bardziej byli stanowczy. Dzisiaj zabiegani rodzice, chcą zrekompensować brak czasu i uwagi, który powinni poświęcać swoim dzieciom. Nadmiernie kupują im zabawki, różnego rodzaju gadżety, słodycze i nadmiernie godzą się na zachcianki i fanaberie, nie stawiają granic. Sama czasem mam trudności z odmową lub byciem konsekwentnym w postępowaniu.
Autorzy książek i artykułów dotyczących wychowania małego dziecka są zgodni co do tego, że trzeba wyznaczać dziecku granice, bo inaczej traci one poczucie własnej wartości. Trzeba być przewodnikiem i oparciem dla swojego dziecka. A jak to się dzieje, że często jest inaczej? Mały człowiek ciągle wystawia nas na próbę, podważa nasze decyzje, „przeciąga strunę”, a my czasem mu ulegamy. Tym samym nie szanuje naszych decyzji, bo nie są „żelazne”. Pozwala sobie na głośne protesty!
Jak to się dzieje, że dopuszczamy do takich sytuacji?
Trochę stanę w obronie rodziców, bo sama nim jestem. Czyż nie jest tak, że gdzieś tam podświadomie czujemy, że ten stary sposób wychowania nam nie odpowiadał, że teraz z perspektywy dorosłego oceniamy, że rodzice na wiele rzeczy nam nie pozwalali, nie liczyli się z naszym zdaniem. To poczucie było kształtowane już od maleńkiego. Jako dzieci byliśmy przez to bardziej nieśmiali i wstydliwi. Czy w związku z tym, czasem gdzieś tam w środku, to dziecko ze swoimi niezaspokojonymi potrzebami odzywa się w nas i dlatego nie umiemy być stanowczym rodzicem?
A może sytuacji bycia konsekwentnym sprzyjały warunki zewnętrzne?
Kilkadziesiąt lat temu urlop macierzyński trwał trzy miesiące i nie było urlopu wychowawczego. Nierzadko dziećmi zajmowały się osoby, którym nie zależało, żeby interesować się uczuciami ich podopiecznych. Dziecko musiało się ich słuchać i już, nie było miejsca na matczyne, miękkie serce. Być może, przyczyną tego stanu rzeczy było to, że dziecko nie miało dostępu do tylu atrakcji, jakie ma teraz.
Dziś może korzystać z wszelkiego rodzaju placów zabaw, sal zabaw, zajęć rozwijających talent muzyczny, plastyczny, językowy. Dziecko obecnie przemieszcza się tak samo jak jego rodzić, jest przewożone do innego miasta, na spacer, do przedszkola, na festyn, teatrzyk dla dzieci, itp. Zewsząd jest bombardowane kolorowymi reklamami zachęcającymi do posiadania nieograniczonego rodzaju zabawek. Nawet maluszek dostaje do ręki tablet, telefon i szybko uczy się z nich korzystać. Niemal na zawołanie ma puszczaną bajkę z Internetu. Dziecko w tym wszystkim jest zanurzone, tym żyje, z tego korzysta. Staje się odbiorcą i przyzwyczaja się od tego i gdy to jest mu nagle zabronione, trudniej od dorosłego znosi odmowę.
Czasy się zmieniły. Tyle Na pewno jest kilka przyczyn, dla których małe dziecko w dzisiejszych czasach często wybucha i podejmuje próby postawienia na swoim. Zalicza się do tego naturalna tendencja małego człowieka do buntowania i niezgody, gdy ktoś próbuje podporządkować jego rosnącą niezależność, zabieganie rodziców, brak konsekwencji z ich strony i tendencja do pobłażania, a także otaczający je świat pełen konsumpcyjnych pokus.
Nie stwierdzę jednoznacznie, czy dzieci za czasów naszych rodziców, nie pozwalały sobie na tak wiele jak obecne, bo nie było mnie na świecie, a gdy sama byłam dzieckiem nie miałam osądu osoby dorosłej. Pewnie tak było, bo i czasy były inne. Jestem skłonna przyznać starszemu pokoleniu rację. Za ich czasów dzieci inaczej się zachowywały, bo wszystko było inne. Zmieniły się czasy i obyczaje.