Rodzice chcą zapewnić dzieciom jak najlepszy start, walczymy każdego dnia, żeby nasze potomstwo nie miało mniej niż rówieśnicy. Chcemy dać im podobny start, bo na końcu naszej wychowawczej pracy widzimy wyścig szczurów. Potrzebują więc tego angielskiego i zajęć z matematyki, i jeszcze sportowych, żeby długo żyły w zdrowiu.
Jednocześnie dziecko, które mówi, że nie chce chodzić na gimnastykę artystyczną, obserwujemy z pewnym niepokojem, szczególnie jeśli nieźle mu szło. Zakładamy, że wiemy, jaki zajęcia są odpowiedzią na jego potrzeby. Jesteśmy o tym tak mocno przekonani, że często nie pytamy potomka o opinię.
Kiedy dziecko ośmieli się powiedzieć, że woli balet zamiast karate, albo robotykę zamiast lekcji śpiewu traktujemy to jako fanaberie. Jesteśmy tak skuteczni w przekonywaniu malucha o jego pomyłce, że zagłuszamy w nim realne potrzeby. Nazywamy je łapaniem wszystkich srok za ogon, wymysłami albo chwilową fascynacją. Zapominamy, że dziecko, póki nie spróbuje wielu dziedzin, nie wie, co da mu radość.
"Załóż skarpetki, bo jak na ciebie patrzę, to mi zimno" - mówimy do przedszkolaków. Biegającym maluchom zakładamy kolejną bluzeczkę, bo jak siedzimy na ławce na placu zabaw, to marzniemy. Od samego początku pokazujemy dzieciom na każdym kroku, że one same nie wiedzą, co dla nich dobre, czego potrzebują.
Karmimy z zegarkiem w ręku i wciskamy kolejną łyżkę zupy, odmawiamy dziecku wyjścia na spacer, bo zmarznie i każemy mu spać o 19.00, bo tak napisali w podręczniku dla rodziców. Odmawiamy dzieciom wyboru butów, bo sami wiemy, które sprawdzą się lepiej na dany sezon, a każdą głośno wypowiedzianą potrzebę dziecka traktujemy jak fanaberię. Wszystko ma, to mu/jej się w głowie poprzewracało.
Przedszkolaka wypchniesz na lekcje pianina, nawet jeśli nie chce, bo obiecasz mu coś w zamian. Całe życia marzyłaś, żeby grać, a wiadomo, że im wcześniej zacznie, no i jeszcze tenis, jakby Iga Świątek nie zaczęła grać, jak tylko nauczyła się chodzić, nie byłaby najlepsza. Wozimy więc na zajęcia, tworzymy z nich rutynę i żyjemy w przeświadczeniu, że robimy dobrze, bo przecież chcemy dobrze.
Tylko dla kogo dobrze? Kiedy dziesięciolatek zbierze się na odwagę i powie, że nienawidzi tego tenisa i chciałby spróbować grać w piłkę, nie pozwalamy zaprzepaścić tej pracy. Wypominamy pieniądze, które włożyliśmy w lekcje, czas, który zmarnowaliśmy, wożąc na treningi, a teraz co? Tak wszystko dziecko chce zaprzepaścić? W imię czego? A może w imię własnych potrzeb?
Nie każde dziecko odważy się podjąć taką rozmowę. Nie każde zdaje sobie sprawę z tego, że ma do tego prawo, nie każde się wyrwie. Zresztą ta rozmowa wymaga wielkiej odwagi, a także gotowości na przyjęcie odmowy. Wymaga wiedzy: czego ja chcę. A przecież od małego uczymy dzieci, że same nie wiedzą, czego potrzebują.
Jako dorośli bywamy czasem przekonani, że nasze życiowe doświadczenie czyni z nas wszechwiedzącymi. Chcemy chronić dzieci za wszelką cenę przed błędami i podsuwać im ułatwienia, o których istnieniu nie mają pojęcia. Jednak stąd już tylko krok do zagłaskania potomka.
Znacie ten dowcip? Rodzice myśleli, że ich syn nie mówi, aż pewnego dnia chłopiec zapytał przy obiedzie: a gdzie kompocik? Rodzice się ucieszyli i zszokowani powiedzieli: synu, ty mówisz! Dlaczego dotąd milczałeś? Na co chłopiec odpowiada: bo kompocik zawsze był.
Wyprzedzamy potrzeby naszych dzieci, zaspokajamy te, które wdają nam się konieczne, ważne i realne. Ale zapominamy zapytać dziecko, czego pragnie, czego chciałoby spróbować. Jeśli mamy takie możliwości, czasowe, finansowe, pozwólmy mu próbować jak najwięcej, inaczej może nigdy nie odkryć tego, co tak naprawdę sprawiłoby mu przyjemność.
Zacznij od pytania: na jakie zajęcia chciałoby chodzić, czego chciałoby spróbować i nie strasz, że musi podjąć decyzję ostateczną. Jeśli chce chodzić na lekcje gitary, niech spróbuje, nie musisz od razu kupować takiej za miliony. Po trzech zajęciach zapytaj, czy to TO, czy może jednak woli spróbować perkusję? Kiedy ma poszukiwać swojej drogi, jeśli nie teraz pod bezpiecznymi rodzicielskimi skrzydłami?
Gdyby twoja przyjaciółka powiedziała ci, że zamierza rzucić pracę księgowej i otworzyć własną kawiarnię, bo zawsze o tym marzyła, raczej nie powiedziałabyś jej, że to fanaberia i ma się uspokoić, bo cię zawiedzie. Dlaczego więc sygnalizujesz dziecku, że nadszarpnie waszą relację, jeśli przestanie chodzić na jakieś zajęcia?
Poszukiwanie odpowiedzi na pytania: co lubię? co mi sprawia przyjemność? w czym jestem tak naprawdę świetny? - to nie są fanaberie. To normalna droga, którą powinien przejść każdy człowiek. Im wcześniej, tym lepiej. To realna potrzeba twojego dziecka, znaleźć coś, co da mu szczęście, a nie żaden wymysł.
Nie myl jednego z drugim, nie zastępuj dziecięcych potrzeb tym, co uważasz za słuszne. Mamy jedno życie i znacznie ważniejsze od tego, co tobie wydaje się potrzebne, jest to, co sprawia, ze twoje dziecko czuje się szczęśliwe. Naucz je rozpoznawać własne potrzeby i pozwól eksperymentować w granicach bezpieczeństwa.
Czytaj także: https://mamadu.pl/159331,wychowujemy-przyszlych-doroslych-pozwol-dziecku-na-samodzielnosc