Religia nie jest w polskich szkołach obowiązkowa. Zgodnie z prawem powinna się odbywać więc na początku lub na końcu zajęć, żeby uczniowie, którzy na nią nie uczęszczają, nie musieli czekać na pozostałe lekcje. Rzeczywistość wygląda jednak nieco inaczej. Tak, jak to, że na lekcjach religii dzieci powinny się uczyć, że najważniejszym prawem, którym kierować powinien się katolik, jest przykazanie miłości. Tu też często poprzestaje się na teorii.
Reklama.
Reklama.
Kanapeczki do kosza
Fundacja Wolność od Religii otrzymała ponad 2 tysiące skarg w sprawie katechez w szkołach. Najwięcej ze względu na złe ulokowanie ich w planie. Ale niektóre sprawiają, że trudno nie złapać się za głowę.
W jednej ze szkół w województwie dolnośląskim katechetka miała w piątki sprawdzać, z czym dzieci mają kanapki. Te, które jej zdaniem nie spełniały "postnych" wymogów - lądowały w koszu na śmieci.
Z danych MillwardBrown wynika, że w Polsce dla około 70 tys. dzieci jedynym posiłkiem do syta jest obiad w szkole. A katechetka, która powinna uczyć miłosierdzia, nonszalancko wyrzuca kanapki z szynką, pasztetem czy salcesonem do kosza. W imię czego? Czy Bóg, o którym uczy dzieci, a w podręcznikach do religii piszą, że jest miłosiernym i kochającym ojcem wszystkich ludzi, cieszy się, patrząc na to?
Świecka szkoła? Nie w Polsce
Choć dzieci i młodzież lawinowo rezygnują z uczestnictwa w lekcjach religii, polska szkoła nie jest świecka. W żadnym stopniu. Poza nieprawidłowościami w planie lekcji, co do których, jak podaje wyborcza.pl, wpływa najwięcej skarg (39 proc.), rodzice skarżą się też na rekolekcje, apele o tematyce religijnej czy msze, na które chodzą całe klasy. Wszystko oczywiście w godzinach zajęć i kosztem lekcji. Nie tylko katechez.
W wielu placówkach na korytarzach są tzw. gazetki, czyli tablice wywieszone w przestrzeni wspólnej z wizerunkiem papieża Jana Pawła II czy innych świętych. I oczywiście nikt nie widzi tu problemu, ale gdyby dzieci chciały taką gazetkę z Dalai Lamą? Niekoniecznie w szkolnych wnętrzach znalazłoby się na nią miejsce.
Konkurs z matematyki (i religii)
Okazuje się, że religia wdziera się wszędzie, nawet na przedmioty, gdzie wcale nie jest konieczna. Konkursy matematyczno-religijny czy informatyczno-religijny nikogo już chyba nie dziwią. Choć powinny, bo z góry wykluczają część uczestników. Bo jak ma w nim wziąć udział dziecko niewierzące, które na religię nie chodzi?
Jakiś czas temu pisałyśmy też o konkursie plastycznym dla dzieci z pierwszych klas, które miały narysować pracę na temat jednej z podanych myśli Stefana Wyszyńskiego. I ten akurat wcale nie był ogłoszony na lekcjach religii.
Wszyscy pamiętamy też, że Lex Czarnek ma mocno ograniczyć wstęp organizacjom pozarządowym do szkół, jednak od razu prof. Czarnek zaznaczył, że nie dotyczy to organizacji katolickich.
A my pytamy czemu? Dlaczego w polskiej szkole nadal się udaje, że wielu wysoko postawionych przedstawicieli kościoła nie zamiata pod dywan afer pedofilskich? Z jakiego powodu udajemy, że organizacje katolickie są czyste, jak łza? Dwa Słowa - Ordo Iuris. Oni omijając procedury, mogą wejść do szkół. Pamiętacie głośną aferę ze zdradami i bijatyką wśród jej prezesów?
Czego ci ludzie mają uczyć nasze dzieci? Marnotrawstwa, braku tolerancji, tego, że katolicy są uprzywilejowaną grupą społeczną, że ramy moralności można przesuwać, jeśli tylko wystarczająco mocno trzymasz krzyż? Mam niepokojące wrażenie, że komuś bardzo spodobało się powiedzenie "wierz i grzesz", ale to chyba nie to wyznanie.